Anioły, demony, aury, uzdrowienia tłumów z raka, daty końca świata, a ostatnio nawet jakieś hybrydy – takich rzeczy ludzie szukają u Boga. Wiadomo, społeczeństwo konsumpcyjne, to i wiara konsumpcyjna.
Ja wolę inne doświadczenia z Bogiem.
O Bogu po ludzku
Anioły, demony, aury, uzdrowienia tłumów z raka, daty końca świata, a ostatnio nawet jakieś hybrydy – takich rzeczy ludzie szukają u Boga. Wiadomo, społeczeństwo konsumpcyjne, to i wiara konsumpcyjna.
Ja wolę inne doświadczenia z Bogiem.
Po moim poprzednim wpisie myślałem, że to koniec niezwykłych i sugestywnych przypadków i teraz będę już zdany wyłącznie na siebie. Jednak Bóg po raz kolejny pokazał, że nie zamierza nagle zacząć mieć mnie w dupie tylko dlatego, że pewnie mógłbym sam sobie poradzić. Cieszy mnie to, bo dla mnie to kolejne potwierdzenie słuszności kierunku, który obrałem.
Przed rozpoczęciem poszukiwań pracy wydawało mi się, że to będzie właśnie najtrudniejsza część zadania. Okazuje się jednak, że znalezienie tutaj mieszkania jest porównywalnie – o ile nie jeszcze bardziej – wymagające.
Znów pojechałem do Anglii, tym razem szukać pracy. A właściwie dostać pracę, bo szukałem już wcześniej – przez internet. O ile nie było problemu ze znalezieniem firmy, która oferuje sponsoring wizowy, to ze znalezieniem firmy, która odpowiada cokolwiek na wysłane CV, już problem był.
Wylatując za granicę boję się wielu rzeczy. Że zrobię coś źle, że nie wpuszczą mnie do samolotu, że pomylę samolot, że się spóźnię, że zabłądzę i nie trafię do domu, że telefon mi się rozładuje i stracę kontakt ze światem. Czytaj dalej
Na samym początku odcinka Odwyku „Dowody na istnienie Jezusa” pojawia się mały lokalny kościół. Jego nazwa to „Christ Church Colbury” i składa się głównie z budynku, grobów oraz ludzi, którzy bardzo lubią jedno i drugie.
Kościołów w Anglii jest pełno. I poza walorem estetycznym (bardzo ładne są) nic specjalnego do rzeczywistości nie wnoszą. Mija się je na ulicach niczym wiewiórki, i tak samo traktuje: ładne to, miłe, przyjemnie jest przystanąć i popatrzeć na kilka sekund. Ale na realne życie wpływu żadnego nie ma.
Odeszłam z pracy. Już nie pracuję w domach spokojnej starości.
Od miesiąca pracuję w domu spokojnej starości.
Nie znałam wcześniej tego świata, świata „spokojnej” starości. A teraz zostałam postawiona przed tematami, którymi zdrowy, młody człowiek nie zawraca sobie głowy.
To jest ciąg dalszy historii „Przeprowadzamy się„. Kto nie czytał, niech poczyta co się dziwnego działo. A teraz zakończenie.
Po wydarzeniach z ostatniego wpisu wróciłam do pracy na magazynie. A potem umówiłam się na oglądanie nowego mieszkania od pana Hindusa, z polecenia pani Basi z polskiego sklepu…
I znowu się przeprowadzamy.
Od trzech miesięcy mieszkamy w Portsmouth na południu Anglii. Ale od tygodnia chodziło mi po głowie nowe miasto: Southampton. Za pięć miesięcy kończy nam się umowa na mieszkanie, więc zaproponowałam Martinowi, żebyśmy się po pięciu miesiącach przeprowadzili. Martin powiedział: dlaczego nie. I przeszliśmy do codziennego życia.
Tydzień później dostałam SMS-a od naszej landlady, z zaproszeniem na ważną rozmowę.