Angielskie przypadki

Wylatując za granicę boję się wielu rzeczy. Że zrobię coś źle, że nie wpuszczą mnie do samolotu, że pomylę samolot, że się spóźnię, że zabłądzę i nie trafię do domu, że telefon mi się rozładuje i stracę kontakt ze światem.

JAK SOBIE RADZIĆ ZA GRANICĄ

Jadąc do Chesterfield nie bałem się jakoś strasznie. W końcu byłem umówiony z przyjaciółmi, którzy mieszkają tam już jakiś czas. Nawet jakby telefon rozładował się albo zepsuł – są karty płatnicze. Można pójść do sklepu, kupić coś taniego i zadzwonić. Nie trzeba nawet znać numeru, wystarczy hasło do konta Google, które przechowuje to wszystko dla mojej wygody.

W Londynie było gorzej – nikogo znajomego, tylko wynajęty pokój. Na miejscu okazało się, że człowiek nie podał numeru mieszkania, a i numer budynku ciężko było znaleźć. Musiałem do niego napisać i czekać, aż odpowie. Ale co jakby nie odpowiedział? Zostałbym na ulicy bez żadnego planu i możliwości? Oczywiście, że nie. Telefon i pieniądze wiele potrafią. Można poszukać jakiegoś hotelu na jedną noc, a potem byłby cały dzień na wymyślenie nowego planu.

OSTOJA BEZPIECZEŃSTWA

Polegam na telefonie i pieniądzach. A co gdybym ich nie miał? 8 lat temu byłem w Londynie i telefon właściwie nie był potrzebny. Metro i autobusy są tak dobrze zorganizowane, że da się wszędzie dotrzeć przy użyciu mapy i głowy. Tylko głowa musi działać i trzeba znać jakieś podstawy angielskiego.

A więc mózg, pieniądze, elektronika – dowolne dwie z tych rzeczy wystarczą, żeby poradzić sobie w każdej sytuacji. No, prawie każdej. Jak samolot się rozbije, to nie pomogą ani trochę. Albo jak pijany kierowca mnie rozjedzie. Albo jak ktoś mnie zastrzeli. Ludzie przeznaczają bardzo dużo swojego czasu, pieniędzy i rozumu, żeby takie sytuacje zdarzały się jak najrzadziej, ale wciąż się zdarzają. Tak jak najbardziej profesjonalny aparat może się zepsuć akurat, kiedy masz okazję zrobić zdjęcie życia. Niektórych sytuacji nie przewidzisz.

O CO CHODZI Z TYM BOGIEM?

Ale to przecież nie jedyne możliwości. Jest jeszcze Bóg. Znaczy jest dla tych, którzy w niego wierzą. „Jego moc przewyższa nasze zrozumienie”, jak to niektórzy mówią. Zwykle oznacza to, że nie mają pojęcia dlaczego czasem im pomaga, czasem przeszkadza, a czasem udaje, że go nie ma. Najwyraźniej bez związku z aktualnymi potrzebami danego człowieka. Jednemu zorganizuje darmową paczkę churros w centrum Londynu, a innego nie wyleczy z raka, mimo że dla tego drugiego ponadnaturalna interwencja byłaby nieco bardziej przydatna.

TYLKO PRZYPADEK

Na chłopski rozum nie ma to sensu. Co niektórych przekonuje, że Boga tak naprawdę nie ma, a wszystkie „interwencje” to czysty przypadek. Może i tak być. Czasem różnica dwóch sekund, a czasem dwóch centymetrów, decyduje o tym, czy ktoś przeżyje. Ja przeżyłem. Telefon się nie zepsuł, właściciel mieszkania się odezwał, samolot wylądował. Tym razem dałem radę bez pomocy Boga. Tak myślę.

Bo skoro go nie zauważyłem, to pewnie go nie było. Mogę więc dalej ufać telefonowi, pieniądzom i umysłowi. Skoro do tej pory nie zawiodły, to nie zawiodą też w przyszłości.

A churros były bardzo dobre. No cóż, pewnie kolejny przypadek.

3 komentarze

  • Intrygujące. Coś do myślenia tutaj.

    Z drugiej strony myślę czy jest jakieś takie zjawisko jak osamotnieni chrześcijanie. Że widzą, że Bóg jest, że coś robi, ale ciągle tylko z daleka, ciągle niezrozumiale i dziwnie mało wyjaśnia.

    A tak naprawdę to nie wiem czy jest takie zjawisko w ogóle, tak się zastanawiam i zgaduję. Może nie ma.

    • To chyba trudno nawet obiektywnie stwierdzić, czy się faktycznie jest w takiej sytuacji. Bo co to znaczy „ciągle”? Jak Bóg robi dużo to małe prawdopodobieństwo, żeby ZUPEŁNIE NIC nie było zrozumiałe. Ale zdarzają się rzeczy, które Bóg robi długoterminowo i człowiek latami może czekać na to wyjaśnienie. A może i nigdy na to konkretne nie dostać. Ale jak to z negatywnymi rzeczami, szczególnie jakimiś większymi, człowiek się skupia na tym jednym i przestaje widzieć pozostałe, więc może mu się wydawać, że WSZYSTKO tak wygląda – w końcu to jest wszystko, co on widzi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *