Wylatując za granicę boję się wielu rzeczy. Że zrobię coś źle, że nie wpuszczą mnie do samolotu, że pomylę samolot, że się spóźnię, że zabłądzę i nie trafię do domu, że telefon mi się rozładuje i stracę kontakt ze światem. Continue reading
Category - Podróże
Dwa tygodnie temu zakończyliśmy nasz szalony Euro Trip 2022! Dotarliśmy do Anglii, na północ, do zupełnie nowego miasta. Filmiki z trasy możecie zobaczyć tutaj.
Dobrze jest mieć przyjaciół bo, oprócz przechowania nam kilku niezbędnych rzeczy i chomika, ugościli nas po przyjeździe. Nie chcieliśmy im siedzieć długo na głowie, więc wymyśliłam że posiedzimy przez weekend, odpoczniemy, a w poniedziałek wyprowadzimy się do jakiegoś nowego lokum. Plan brzmiał nieprawdopodobnie, bo nie jest łatwo znaleźć dom w dwa dni. Stwierdziłam, że łatwiej będzie zacząć od pokoju i z czasem znaleźć wymarzony dom z ogrodem. W sobotę poszperałam po internetach, napisałam do kilku wynajmujących, a resztę zostawiłam w rękach Boga. Odezwało się do nas kilka osób, ale tylko dwie przyjmowały pary. Umówiłam nas na następny dzień, niedzielę, na oglądanie dwóch pokoi. Continue reading
To jest ciąg dalszy historii „Przeprowadzamy się„. Kto nie czytał, niech poczyta co się dziwnego działo. A teraz zakończenie.
Po wydarzeniach z ostatniego wpisu wróciłam do pracy na magazynie. A potem umówiłam się na oglądanie nowego mieszkania od pana Hindusa, z polecenia pani Basi z polskiego sklepu…
I znowu się przeprowadzamy.
Od trzech miesięcy mieszkamy w Portsmouth na południu Anglii. Ale od tygodnia chodziło mi po głowie nowe miasto: Southampton. Za pięć miesięcy kończy nam się umowa na mieszkanie, więc zaproponowałam Martinowi, żebyśmy się po pięciu miesiącach przeprowadzili. Martin powiedział: dlaczego nie. I przeszliśmy do codziennego życia.
Tydzień później dostałam SMS-a od naszej landlady, z zaproszeniem na ważną rozmowę.
Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, ale: jedziemy po zioło!
Dokładniej to po rumianek. Albo korzeń prawoślazu. A ty myślałeś, że co? O, ja się domyślam, co. Ale przecież niejedno zioło jest na świecie.
I w tym jest właśnie problem z ludźmi: upraszczają sobie świat do jednego zioła. Tego, które akurat teraz ich interesuje. Tego, o którym akurat wszyscy mówią. Tego, które akurat każdy ma na myśli. Mimo, że przecież nie ma czegoś takiego jak „wszyscy” i „każdy”, bo ty masz własny zestaw ograniczeń i przesądów, ja mam własny i nasz sąsiad też ma własny.
Mieszkamy w Torrevieja, nad morzem, na południu Hiszpanii. Niedawno poszłam na spotkanie językowe i wyszłam z niego bardzo, bardzo zadowolona i uśmiechnięta. Napisałam o tym, ale nie napisałam co było potem.
Potem poszłam do sklepu.
Przede wszystkim: żeby lepiej zrozumieć historię, przeczytaj najpierw mój poprzedni wpis: Bóg na co dzień w Hiszpanii.
Jak wiecie jedną z pierwszych osób poznanych w Hiszpanii była Nati. To 75-cio letnia nauczycielka hiszpańskiego. Od razu się polubiłyśmy. Na jednej z jej lekcji wyszłyśmy na zewnątrz porozmawiać. Nati mnie zawołała, bo chciała mnie zaprosić do domu na… cotygodniowe czytanie Biblii.
Pytanie o istnienie Boga zwykle rozpoczyna filozoficzne rozważania albo porównywanie logicznych argumentów. Jest też inna możliwość: opowiedzieć o swoich przygodach.
To jest oczywiście argument poniżej pasa. Bo co można odpowiedzieć na argument „u mnie działa”?
Mieszkam obecnie w hiszpańskiej wiosce. Takie małe culo del mundo, koniec świata. No ale życie się toczy, więc wyznaczyłam sobie, co mam robić i na czym się skupić. Ustaliłam jako priorytet naukę hiszpańskiego. Angielski i grafika zeszły na drugi plan.
Malaga to słoneczny kraj.
Każdy kto o tym wie, zabiera ze sobą sandały, ale ja miałam inny plan. Chciałam je kupić na miejscu. Przy locie z walizką, każdy gram jest cenny.
Najlepiej zacząć od czegoś spektakularnego. Zacząłem więc od emigracji do ciepłych krajów.
W Polsce spodziewam się bowiem zimna i szarości, a ja w takich warunkach wpadam w zachowania patologiczne. Dlatego teraz mieszkam na południu Hiszpanii.
Na razie jest ciepło.