Jezus rzadko kiedy chwalił
i zazwyczaj z zaskoczenia,
bo tam, gdzie się spodziewano
– demaskował wiary lenia.
Już Salomon kilkukrotnie
pisał – zresztą wiecie sami –
że krytyka to pożytek,
a pochlebstwo jest do bani.
O Bogu po ludzku
Jezus rzadko kiedy chwalił
i zazwyczaj z zaskoczenia,
bo tam, gdzie się spodziewano
– demaskował wiary lenia.
Już Salomon kilkukrotnie
pisał – zresztą wiecie sami –
że krytyka to pożytek,
a pochlebstwo jest do bani.
Hej,
Piszę to prawie w Walentynki, ale to akurat przypadek. Ale za to nie przypadkiem trafiłam na list do Efezu. Ten drugi, z Apokalipsy. Pełen pochwał za „działalność gospodarczą”, ale z zarzutem porzucenia „pierwszej miłości”.
No i zaczęłam wspominać, jak to było na początku: ten zachwyt, zaangażowanie, wzruszenia, emocje, pasja, cała tak zwana gorliwość (to słowo naprawdę tutaj pasuje, nawet w XXI wieku). Pamiętam ten stan zakochania, gdzie ciągle myślisz o Nim, chcesz o Nim gadać, z Nim przebywać, gapić się na Niego z tym rozanielonym uśmieszkiem chodzącego pośród chmur amorka. Dobrze to całkiem wspominam, choć tak mało towarzyszyło mi świadomości, rozsądku no i, trzeba przyznać, prawdziwej miłości też. Niewiele decyzji było przemyślanych, płynęło duchowe flow, a jego nurt niósł mnie z prądem fazy neofickiej.
Są plusy kryzysowych sytuacji. Nieliczne, ale istotne. W czasie kryzysów na przykład dużo brzydkiej prawdy wyłazi na jaw, niczym dupa z pokrzywy. Stają się wyraźnie widoczne rzeczy, które trudno było wcześniej zauważyć. Jak ową dupę właśnie.
Dziś, w niedzielę palmową epidemii paniki z roku 2020, prymas Polski Wojciech Polak wygłosił przemówienie. Związał w nim nierozerwalnie posłuszeństwo władzy z piątym przykazaniem. Dokładniej mówiąc, powiedział, że kto wychodzi z domu zamiast posłusznie nie wychodzić z domu, ten zabija.
– Nie potrzebuję cię – to najpiękniejsze zdanie, jakie można usłyszeć w związku.
Pod warunkiem, oczywiście, że mówią to sobie ludzie, którzy się kochają.
Przeczytałem niedawno artykuł, w którym eksperci analizowali dzisiejszych 15-latków.
I jaki jest obraz pokolenia internetu?
Częściowo zgodny z rzeczywistością. Mianowicie: żyją w internecie, podziwiają przygłupów, którzy otaczają się aurą sukcesu i za 10-lat chcą być sławni, bogaci i dużo mieć. Ale na tym się kończy realizm.
Najwięcej interakcji między ludźmi zachodzi w parach.
Nie w sensie romantycznym, chociaż tu jak najbardziej też. W sensie dwójkowym, jeden na jednego. Oczywiście wydarzenia zbiorowe są mocno spektakularne, jak na przykład katastrofy lotnicze, czy ewangelizacje na stadionie narodowym. Ale to jednak rzadkość. Najczęściej po prostu człowiek spotyka człowieka, człowiek gada z człowiekiem.