Jezus jest wielofunkcyjny.
Jest Panem, Zbawicielem, przyjacielem, drogą, prawdą, życiem, uzdrowicielem, sędzią, królem. Cała litania. Ale zanim te super-funkcje i specjalne moce się ujawniły, to najpierw dał się poznać jako świetny nauczyciel.
O Bogu po ludzku
Jezus jest wielofunkcyjny.
Jest Panem, Zbawicielem, przyjacielem, drogą, prawdą, życiem, uzdrowicielem, sędzią, królem. Cała litania. Ale zanim te super-funkcje i specjalne moce się ujawniły, to najpierw dał się poznać jako świetny nauczyciel.
Gry ciąg dalszy! Kto nie wie na czym gra polega, niech najpierw przeczyta część pierwszą:
W chrześcijaństwie chodzi o to, by naśladować Jezusa. Ale jak naśladować kogoś, kto żył dwa tysiące lat temu w kompletnie obcej nam kulturze? Czy w ogóle da się to zrobić?
Odkąd pamiętam, musiałam przybierać różne twarze. Jakież to było męczące…
Zaczęło się już w domu rodzinnym.
Czas w kiermasze obfituje
marketingiem świąt wspierany.
Tłum ulega i kupuje
w nastrój wmanipulowany.
Główny symbol się wyłania
tej grudniowej krzątaniny:
to obżarstwo i choinka
a nie Czyjeś Urodziny.
Wiem, to wszystko na cześć Przyjścia,
motywacja brzmi niewinnie,
podkreślona sutym stołem,
żeby zdrowo i rodzinnie.
Tylko sedno wciąż ucieka…
…trzeba znaleźć je na nowo
i być w świecie dla człowieka.
O tym jest wcielone Słowo.
Przeczytałem niedawno artykuł, w którym eksperci analizowali dzisiejszych 15-latków.
I jaki jest obraz pokolenia internetu?
Częściowo zgodny z rzeczywistością. Mianowicie: żyją w internecie, podziwiają przygłupów, którzy otaczają się aurą sukcesu i za 10-lat chcą być sławni, bogaci i dużo mieć. Ale na tym się kończy realizm.
Dostałem w pracy premię.
A mam takie postanowienie, że co najmniej 10% przychodów oddaję na cele charytatywne. Nie dlatego, że Prawo Boże tak mówi, ani też dlatego, że się chcę wkupić w jego łaski. Po prostu widzę, że z jakiegoś powodu Bóg lubi te moje 10%. A skoro on lubi, to ja też.
Najwięcej interakcji między ludźmi zachodzi w parach.
Nie w sensie romantycznym, chociaż tu jak najbardziej też. W sensie dwójkowym, jeden na jednego. Oczywiście wydarzenia zbiorowe są mocno spektakularne, jak na przykład katastrofy lotnicze, czy ewangelizacje na stadionie narodowym. Ale to jednak rzadkość. Najczęściej po prostu człowiek spotyka człowieka, człowiek gada z człowiekiem.
Kochany pamiętniku!
Co za dzień… Dostałam super zlecenie. Super pod każdym względem. Trzy dni sesji nagraniowej, bardzo ciekawie napisanej muzyki, ze znakomitymi muzykami, za przepiękną stawkę.
Przede wszystkim: żeby lepiej zrozumieć historię, przeczytaj najpierw mój poprzedni wpis: Bóg na co dzień w Hiszpanii.
Jak wiecie jedną z pierwszych osób poznanych w Hiszpanii była Nati. To 75-cio letnia nauczycielka hiszpańskiego. Od razu się polubiłyśmy. Na jednej z jej lekcji wyszłyśmy na zewnątrz porozmawiać. Nati mnie zawołała, bo chciała mnie zaprosić do domu na… cotygodniowe czytanie Biblii.
Bóg to ma ubaw ze swoich dzieci. To, co wyczyniają, jak sobie rosną, dostarcza mu z pewnością masę rozrywki. Ale świadczy też o tym słynnym „miłosierdziu”.
Odkąd się urodziłam fundowałam mu niezłe show, prawdziwe „born to be wild” przy pełnym przekonaniu, że na pewno wiem, co robię, że kumam całe „know how”. I jak tak patrzę pobłażliwie na te kilka lat wstecz… to na zmianę chce mi się śmiać, albo płakać, albo mi głupio, a nawet wstyd na myśl o osiąganym w szczytowych momentach poziom żenady.
Każdy z nas ma swoją drogę, która zaprowadziła go do „tu i teraz”. I pewnie poprowadzi dalej do „jutro i tam”. Podobnie jest z Bogiem. Bo każdy odnajduje go na własny, piękny i unikalny sposób. No a mi nie zostaje nic innego jak opowiedzieć jak to z tą droga było u mnie.