Pod koniec aktu stworzenia
pełen dumnego westchnienia
spojrzał Pan wprost na Adama,
gdy już mu obeschła rama
i myśl go zaczęła trawić:
„Mogę jeszcze to poprawić!
Co udane z wersji beta
wstawię. Wyjdzie mi kobieta!”
Category - Karolina
Wszystko co pisze Karolina
Lubię te momenty ciszy
tuż przed pierwszym megahercem,
kiedy tylko Bóg mnie słyszy,
gdy brzmienie filtruję sercem…
Lubię szum przedkoncertowy
ten, co skronie koronuje,
choć znajomy, to wciąż nowy,
natchnienia synchronizuje…
Jezus rzadko kiedy chwalił
i zazwyczaj z zaskoczenia,
bo tam, gdzie się spodziewano
– demaskował wiary lenia.
Już Salomon kilkukrotnie
pisał – zresztą wiecie sami –
że krytyka to pożytek,
a pochlebstwo jest do bani.
Dla wielu ich świąteczne praktyki
zależą głównie od semantyki
Bo nawet biznes na tym się kręci,
co święto znaczy i kim są święci.
Odpowiedź wtórnie dziś się przyczynia,
że znicze schodzą słabiej niż dynia.
Coraz nowe rarytaski
wśród wyborczej lśnią kiełbaski,
nadzianej obietnicami,
które razem z wyborcami
(nadzianymi też: na minę)
preparują gadaninę,
która rząd nic nie kosztuje,
bo otruty sponsoruje. Czytaj dalej
Hej!
Chciałam zacząć pisać wierszem, ale w tym wypadku trzeba jednak prozą. Zaczęło się od tego, że miałam wszystkiego dość. Ale tak dosłownie, czyli: pracy, domu, dzieci, męża, siebie i… nawet Boga. Do tego ostatniego zawsze się najtrudniej przyznać przed sobą, więc dlatego jest na końcu zdania i wielokropek symbolizuje to wahanie.
Był rok sześćdziesiąty czwarty wieku trzynastego –
papież Urban wątpił w hostii stan ciała boskiego.
Lecz w Bolsenie prosty księżu zwykłą Mszę odwalał,
gdy nagle opłatek w dłoni krople krwi wydalał!
Jak wesoło mi, o Boże,
jak oglądam, co Bóg może!
No bo kto ten fakt zaorze,
że miliony szły przez morze!
Zatem wiersz na chwałę tworzę,
by ciąć rymy – ostrzę noże,
zrywy twórcze w wersy włożę,
jakiś święty mi pomoże!
Serce z intelektem w sporze,
słaby biomet jest na dworze,
gość pod oknem na motorze
ryczy jakby miał poroże!
Pozdrawiam szyderców loże,
no bo sama sobie grożę,
gdy natchnieniu znów nałożę
niepotrzebną mu obrożę.
Trzymam się w poezji torze,
na tym torze się unoszę,
ale widzę już rozdroże,
…i na później psalm odłożę.
Hej,
Piszę to prawie w Walentynki, ale to akurat przypadek. Ale za to nie przypadkiem trafiłam na list do Efezu. Ten drugi, z Apokalipsy. Pełen pochwał za „działalność gospodarczą”, ale z zarzutem porzucenia „pierwszej miłości”.
No i zaczęłam wspominać, jak to było na początku: ten zachwyt, zaangażowanie, wzruszenia, emocje, pasja, cała tak zwana gorliwość (to słowo naprawdę tutaj pasuje, nawet w XXI wieku). Pamiętam ten stan zakochania, gdzie ciągle myślisz o Nim, chcesz o Nim gadać, z Nim przebywać, gapić się na Niego z tym rozanielonym uśmieszkiem chodzącego pośród chmur amorka. Dobrze to całkiem wspominam, choć tak mało towarzyszyło mi świadomości, rozsądku no i, trzeba przyznać, prawdziwej miłości też. Niewiele decyzji było przemyślanych, płynęło duchowe flow, a jego nurt niósł mnie z prądem fazy neofickiej.
Choć mnie kuszą smaki świata,
zrezygnuję z nich dla Ciebie,
bo mieć fajnie niebo w gębie,
lecz mieć wolę gębę w niebie!
Historia zaczyna się od tego, że moja mama wraz ze swoim mężem postanowiła mnie odwiedzić. Zdarza się to raz na 10 lat, więc od razu nabrało rangi wydarzenia.
Ludzkość ciągle się rozwija
niczym rozwinięta żmija,
pełznąc w odwieczne problemy –
zabijamy i kradniemy…