Najlepiej zacząć od czegoś spektakularnego. Zacząłem więc od emigracji do ciepłych krajów.
W Polsce spodziewam się bowiem zimna i szarości, a ja w takich warunkach wpadam w zachowania patologiczne. Dlatego teraz mieszkam na południu Hiszpanii.
Na razie jest ciepło.
Po co ja tu jestem i dlaczego, nie jestem całkiem pewny. Generalnie koncepcja była taka: gdzieś i tak mieszkać muszę. Skoro więc muszę, to równie dobrze mogę gdzieś, gdzie jest ciepło. Wtedy będę weselszy i bardziej efektywny. I przyda się też fakt, że do kamery można coś ładniejszego pokazać niż tylko bloki i asfalt.
Ale ponieważ ten blog jest o Bogu (i to po ludzku) weźmy też pod uwagę czynniki ponadnaturalne. Czyli: gdzie w tym był Bóg?
Z tej perspektywy patrząc, to jeszcze mniej wiem, co ja tu robię w tej Andaluzji.
Opowiem to, co wiem: wiem tyle, że przez ostatnie 2 lata mieszkania w Lublinie moja uwaga niezauważalnie, ale i nieubłaganie przesuwała się w stronę ciepłych, dalekich krajów, gdzie mówią po hiszpańsku. Gdzie bym się nie odwrócił, to na mojej drodze pojawiali się ludzie mówiący po hiszpańsku. I opowiadali o życiu w ciepłych krajach: w Meksyku, Kolumbii, Puerto Rico, Andaluzji…
I jednocześnie zaczęło mi się zachciewać różnych rzeczy.
Zachciało mi się zmienić komputer na mniejszy. Nie wiadomo po co, ale zachciało mi się. I mniejszy mikrofon też. Musi być mniejszy, dużo mniejszy. Po co? Nie wiem. To raczej nielogiczne. Ale chce mi się.
I tak, nie wiedząc jeszcze po co, powoli zacząłem pakować życie tak, żeby zmieściło się do walizki.
To trochę bez sensu, bo nigdy mnie Ameryka Łacińska specjalnie nie interesowała. Jeżeli już mnie gdzieś ciągnęło, to raczej do Anglii. Jeżeli już mnie jakiś język kręcił, to raczej rosyjski.
A dziś jestem w połowie drogi, w Andaluzji.
Jest całkiem możliwe, że był jakiś plan Boga, który przewidywał, że będę teraz w Meksyku. Ale za bardzo się bałem tych nieznanych nowości, żeby tak wszystko na raz zrobić i od razu się przemieścić na drugi koniec kuli ziemskiej. Nie wiem czy taki był plan od początku, żebym był w Andaluzji, czy może uległ modyfikacji. Na dziś dzień wydaje mi się, że mamy tu siedzieć i nauczyć się języka. Te parę dni pokazało, że jesteśmy jeszcze daleko od poziomu „dostateczny”.
To wszystko co piszę, to bardzo nieprecyzyjne, niekonkretne czucia. Tak niejasne, że aż wstyd, zwłaszcza kiedy się posłucha sławnych internetowych ekspertów od Pana Boga, co to zawsze są tacy pewni. U nich jest tak, że Pan powiedział – i koniec dyskusji. Może dlatego robią takie wrażenie na ludziach.
A u mnie co? Nie jest to przecież głos Boga nagrany w postaci MP3. Nie są to litery wyryte w kamieniu. Nie jest to również proroctwo wielkiego internetowego guru, który przepowiedział mi na wielkim spotkaniu w Warszawie, że będę Wielkim-i-Namaszczonym Kimś-Tam i Bóg przeze mnie będzie robił Wielkie-i-Namaszczone coś-tam coś-tam, bla-bla-bla.
Nie, to wyłącznie moje własne chcice i pomysły. Osobista relacja z Bogiem i osobiste po drodze błędy i pomyłki. Nie mieszajmy w moje wariactwa osób trzecich.
Możemy jedynie wmieszać w moje wariactwa osobę drugą, czyli Dominikę. Ona ze mną jeździ wszędzie, niczego się nie boi i jej się to wszystko bardzo podoba.
Ja się przejmuję znacznie bardziej. I po co?
Po nic, zawsze się przejmowałem i zawsze się bałem. Ja ogólnie jestem mocno bojący się egzemplarz człowieka.
Ale mam pamięć i ona mi teraz pomaga. Wiem dobrze, że te same pragnienia znikąd i nagłe chcice pojawiały mi się odkąd postanowiłem podporządkować swoje życie temu Jezusowi z Biblii, czyli od 1994 roku. Niemal natychmiast zachciało mi się grać na gitarze, na przykład. I zacząłem grać i ćwiczyć godzinami. A wcześniej nie cierpiałem tego instrumentu. Głupi jakiś mi się wydawał. Nielogiczny.
Rok później zachciało mi się z kolei śpiewać i pisać piosenki. Skąd kto mógł wiedzieć, że 15 lat później tak się rozniosą po internecie? Ale ja nie wiem dlaczego chciałem pisać i śpiewać. Nigdy nie śpiewałem. Nie umiałem śpiewać. Ba, nawet nie mogłem śpiewać. A przy kimś to już zupełnie, dostawałem natychmiast paraliżu. Ale chciało mi się, no strasznie mi się chciało.
A kiedy w 2006 założyłem podcast www.odwyk.com, nie powiedziałbym nigdy, że „Bóg mi to kazał”. Nie spodziewałem się w ogóle żadnych specjalnych efektów. Tak jak i teraz się nie spodziewam, prawdę mówiąc.
I mógłbym wiele wymieniać mniejszych i większych incydentów, gdzie się ostatecznie okazywało, że faktycznie Bóg za tym stać musiał, skoro efekty były tak nieprzeciętne i niezwykłe raczej. Jednak zaczynało się wszystko od tego, że po prostu mi się tak jakoś… zachciało. Coś mnie tak jakoś… pchało w tą stronę.
Ludzie często mnie pytają jak to zrobić, żeby wiedzieć, czego Bóg od ciebie chce. Jak słyszeć głos Boga?
No właśnie mówię: tak jakoś…
Owszem, są i takie momenty, kiedy nagle coś wiesz, czego sekundę temu nie wiedziałeś, i wiesz coś tak pewnie i wyraźnie, jakby ci ktoś to przed sekundą powiedział.
Są i rzeczy ponadnaturalne, jak proroctwa czy wyrzucanie demonów. Nie wszystko to jest prawdziwe, wiele z tych spraw to manipulacje psychiką, czy sterowanie tłumem. Ale bywają i prawdziwe.
Są też i tacy ludzie, jak Mojżesz czy prorok jeden z drugim, którym dano lepsze połączenie. No i dobrze.
Ale do nas, ludzi, którzy mówią po ludzku i żyją po ludzku, Bóg zazwyczaj też mówi po ludzku.
To taka cicha a wpływowa działalność Ducha Świętego. Oparta nie na rozkazach, ale na wyczuwaniu się nawzajem, na dobrej woli obu stron. Na harmonii i na współpracy.
Mam wrażenie, że Bogu (załóżmy wszyscy na moment, że on istnieje jako realna osoba) nie tyle chodzi o to, żeby nam polecenia wydawać, co na tym, żeby nas zmieniać.
Żeby nas zmieniać w taki sposób, aby wydawać tych poleceń nie było trzeba.
To małym dzieciom trzeba ustawicznie wydawać polecenia, a to z tego powodu, że póki nie są odpowiedzialne, świadome, wykształcone i wyćwiczone nie można na nich polegać.
Jeżeli więc my spodziewamy się takiego traktowania po Bogu, to jak to o nas świadczy? Że nam się spodobało utknąć w rozwoju? Że mamy pragnienie być niedorozwiniętym? Że unikając odpowiedzialności (która się zawsze wiąże z dojrzewaniem) unikniemy chrześcijańskiego obowiązku podejmowania ryzyka i znoszenia niepewności?
A na tym to właśnie polega, to życie z Bogiem: na pewnej dozie niepewności. Bo jego rolą jest się ukrywać, a naszą nie panikować, kiedy nagle tata nam zniknie z pola widzenia. Uczymy się wierzyć nie widząc, nie będąc całkowicie pewnym. Z jakiegoś powodu, on to nasze wierzenie lubi. Lubi jak mało co.
Mi tu w Hiszpanii zniknęło większość punktów oparcia. Nie jestem stąd, nie urodziłem się tutaj. Nie znam tu nikogo, kto mógłby mi ewentualnie pomóc. Nie mam adresu, numeru NIE ani ubezpieczenia. Nie wysłała mnie tu żadna organizacja, firma ani kościół. I ledwo mogę się porozumieć po hiszpańsku.
Chcę czy nie chcę, taka sytuacja jest testem sprawdzającym jakość życia z Bogiem.
I chociaż jeden zniesie taki test lepiej, inny gorzej, każdy kto chce się nazywać chrześcijaninem, musi tego typu próby przechodzić. Bo tylko wtedy będzie wiadomo czy człowiek wierzy w Boga będącego częścią realnego życia, czy tylko zna prawidłowe odpowiedzi na teoretyczne pytania religijne.
Różnica jest jak między lataniem samolotem a rysowaniem samolotów.
Z drugiej strony, niezależnie od tego, że żyję sobie teraz w warunkach zaawansowanej niepewności i chodzimy po tej Andaluzji niczym dzieci we mgle, faktem jest, że jest tu ciepło i przyjemnie. I że są tu palmy. I że jest dużo więcej papug niż ludzie opowiadali. I że na drzewach rosną limonki, jak dziś odkryliśmy.
Czyli ta romantyczna część wizji życia w ciepłych krajach okazała się jak najbardziej prawdziwa.
A co do tego bloga, jako że jest to pierwszy wpis tutaj, poinformuję tylko, że jest to część przedsięwzięcia o nazwie Odwyk, którego misją jest informowanie ludzi prostym, zrozumiałym językiem o tym, co Biblia mówi na ten czy inny temat.
Blog różni się od podcastu tym, że:
- zamiast mówić do mikrofonu, piszemy
- jest nas tu wielu autorów
- piszemy mniej o Biblii, więcej o naszym życiu i przygodach – ale też w kontekście Biblii, Boga i naśladowania Jezusa w realnym świecie
Jeżeli cię to ciekawi, wpadaj regularnie a najlepiej zapisz się na newsletter.
Jeżeli chcesz wspierać tego typu działalność, wspieraj Odwyk a przede wszystkim: polecaj nasze teksty i nagrania innym.
Pierwszy ! Ten strach i obawy pewnie szybko miną za miesiąc będzie to odległe wspomnienie 🙂 a ubezpieczenie przecież macie tylko w wierze a nie w zusie 😛
Mądrze powiedziane! Zgadzam się!
Super tekst! Zgadzam się w 100%
Wszystko jest podobne do tego, co sam w życiu doświadczyłem i doświadczam…