Lubię te momenty ciszy
tuż przed pierwszym megahercem,
kiedy tylko Bóg mnie słyszy,
gdy brzmienie filtruję sercem…
Lubię szum przedkoncertowy
ten, co skronie koronuje,
choć znajomy, to wciąż nowy,
natchnienia synchronizuje…
Lubię spokoju asystę,
zanim przyjdzie ekscytacja,
która porywa artystę
w sceny bezzwrotnych narracjach…
Lubię wolno wejść w skupienie
co uczciwie przypomina,
że duma traci znaczenie,
gdy trwa piękno – trwa przyczyna.
Lubię wiedzieć, że wystarcza
tylko oddech, już nie trzeba
sięgać więcej, bo dostarcza
wiatru w żagle powiew nieba.
Lubię wdzięczność tuż przed graniem,
że duch ciągle służyć może…
Więc ślę myśl przed wykonaniem:
dzięki za to, dobry Boże!
Piękne!