Porażki naszej codziennej daj nam dzisiaj

Normalny człowiek zrobi wszystko, żeby tylko uniknąć w życiu porażki.

I nic dziwnego.

Smak porażki jest tak wstrętny, a uczucie tak upokarzające, że prędzej człowiek zrezygnuje ze wszystkich sukcesów, byle tylko uniknąć poczucia przegranej – świadomości, że nie wyszło, że żal, litość, beznadzieja.

Ludzie tacy już są. Strach przed porażką jest bardziej przekonujący niż nadzieja na sukces. Ale nigdy przepaść nie była aż tak ogromna jak w epoce elektronicznych mediów kieszonkowych.

BAJKA O SUKCESIE

Bo gdzie nie spojrzysz, tam sukces. Z każdego kąta internetu biją w oczy tłumy uśmiechniętych ludzi sukcesu. W idealnych pozach, idealnie ubrani, każdy włos na swoim miejscu. Na plażach, nad morzem, pod piramidą.

Jutuberzy, tikotokowcy i influencery liczą widownię w setkach tysięcy. Łaskawie pozdrawiają swoich poddanych z sali tronowej kanału. Każdy odcinek to audiencja. Tam to dopiero sukces!

A czego uczą nas filmy? Że haker to ktoś, kto bardzo szybko stuka w klawiaturę, unikając starannie spacji. Ze wzrokiem wbitym w monitor, na którym przewijają się tajemnicze znaczki w takim tempie, że nikt by nie zdążył ani linijki przeczytać. Po takich filmach ludzie chcą zostać programistami w tydzień, a co bardziej realistyczni w miesiąc. Sukces jest przecież tak blisko!

Czego jeszcze uczą filmy o sukcesie? Że muzykiem zostaje się bardzo łatwo. Po pięciu minutach od chwycenia za instrument, człowiek zostaje zdolnym muzykiem. A hity to właściwie wymyślają się same, wystarczy tylko wziąć paru kolegów i założyć zespół. Po takich filmach ludzie szukają kursu gry na gitarze i chcą zostać grajkiem w tydzień. Co bardziej realistyczni w miesiąc.

Ale najpopularniejsze lekcje z filmów mówią nam, że udany związek mężczyzny z kobietą wymaga wyłącznie trafienia na tę jedyną, niepowtarzalną osobę. A następnie przełamania kryzysu, który pojawia się zawsze gdzieś w okolicach 70-tej minuty filmu. Przełamuje się go siłą miłości, która daje odwagę, żeby zrobić jakieś szczere wyznanie. A potem to już jeden wielki sukces.

O tym, czego uczą wszechobecne reklamy, to już nawet nie wspomnę.

W skrócie: cały świat jest uzależniony od atmosfery sukcesu. Nikt już nawet nie jest w stanie opublikować swojego zdjęcia bez pozowania, bo nie może znieść myśli, że ludzie, których nazywa „przyjaciółmi”, mogą zobaczyć go w stanie porażki.

Bo wszystko poniżej sukcesu to porażka.

A porażka przeraża.

PORAŻKA CODZIENNA

Ja się nażarłem tych porażek w życiu tyle, że gdyby miały kalorie, to byłbym gruby jak matka Gilberta Grape’a.

Ktoś mnie może kojarzyć z piosenek o Podolskim albo Counter-Strike’u, które rozlazły się po wszystkich mediach, że jeszcze długie lata później ludzie na ulicy chcieli ze mną fotki robić. Ktoś mnie może znać z udanych projektów jak Kontestacja i Odwyk.

Ale lubimy pamiętać tylko o tym, co dobrze poszło. Ktoś zrobi dwie rzeczy dobrze i ludzie myślą: człowiek sukcesu. Ale ten sam człowiek zrobił wcześniej dwieście rzeczy źle, więc dlaczego nie myślą: człowiek porażki?

Prawda jest taka, że nic z tych udanych rzeczy by nie istniało, gdybym wcześniej nie skonsumował niezliczonej ilości mniejszych i większych porażek. Zanim ktoś usłyszał moje piosenki, wcześniej było czternaście lat pobrzękiwania na gitarze, gdzie pierwsze kilkaset godzin to żmudne, nudne męczenie gitary, co boli uszy i tnie palce. Audycje internetowe to lata nagrywania odcinków najgłupszego podcastu na świecie, który z samego założenia był porażką. Słuchało tego kilkadziesiąt osób, żeby się pośmiać niczym z Gracjana Roztockiego, zanim to moje gadanie do mikrofonu nabrało formy i treści. I nawet programowanie komputerów, które dla mnie dziś jest tak naturalne jak sznurowanie buta, to proces żmudnego formowania umysłu wiedzą i praktyką, który zaczął się jak miałem 10 lat i trwa cały czas. Nie lata, tylko dziesięciolecia.

To wymaga zgody na codzienną porażkę, woli życia wśród błędów, a na koniec, kiedy już trening daje owoce, wystawiania się na bezwzględny osąd opinii publicznej, która – opętana atmosferą sukcesu – ma coraz bardziej nierealne oczekiwania.

I to ostatnie – twoja porażka w oczach innych – ma zdecydowanie najgorszy smak. Bo każdy trening ma błędy i nieudane próby wliczone już w koszty. Wiemy, że to normalne, że nie udaje się na początku i aż tak nie boli. Liczymy się z porażką i nic na niej nie tracimy.

Ale próba zmierzenia się z rzeczywistością to już nie trening. Tutaj liczymy na sukces. Tutaj strata boli. Bo kiedy się nie uda – kiedy piosenka nie wyjdzie, kiedy zdjęć nie lajkują, kiedy z pracy zwolnią – to argument, że cały trening poszedł na marne. I że cały ja jestem na marne.

JAK ŻYĆ Z PORAŻKĄ

Byłem tam wiele, wiele razy. Jest to tak przykre, tak bolesne i tak mocno otwiera na depresję, że nie można się dziwić, że większość ludzi nie chce nawet próbować.

Nawet i bez próbowania mnóstwo ludzi wpada w dół. Uznają swoje przyszłe dokonania już z góry za porażkę, widząc jak niebotycznie wysoko świat postawił im poprzeczkę. Jest całe zjawisko społeczne pod tytułem „przegryw”. Są to ludzie tragicznie rozsądni.

Odporność na porażki jest miarą mężczyzny. Nie jest to pocieszająca myśl dla wiecznych chłopców.

Ale jest i nadzieja. Bo nie ma czegoś takiego jak „wieczny chłopiec”. To jedno z najbardziej fundamentalnych kłamstw, w które ludzie wierzą – i przegrywają życie. Bo prawda jest taka, że możemy nie mieć siły, umiejętności, zdolności i przyjaciół, ale zawsze mamy wybór.

I myślę, że to jest ta jedna fundamentalna różnica między mną – który pośród oceanu bolesnych, bezsensownych porażek wypracował kilka pięknych, wartościowych sukcesów – a kolegą Przegrywem. Bo i dla mnie i dla Przegrywa poprzeczka jest tak samo wysoko. Zaczynamy razem z beznadziejnie niskiego poziomu i nie doskoczymy tak wysoko, jak świat każe. Nie będziemy nigdy Kenem i zdobędziemy Barbie. Nie jesteśmy silni, przystojni, modni. Nie będziemy nigdy jutuberami z milionami wyznawców. Nie mamy bogatych ojców, którzy mogą nas poprowadzić drogą Billa Gatesa. Przed nami życie od porażki do porażki z przerwą na „jako tako” od czasu do czasu.

Ja się od Przegrywa niczym specjalnym nie różnię, poza jednym. On się poddał. A ja nie.

I to robi całą różnicę.

Bo nie trzeba mieć siły, cierpliwości, zdolności ani nawet nadziei, żeby iść od porażki do porażki w kółko, z ciągłą determinacją.

Trzeba mieć tylko wolę. Lub jak kto woli: upór. Zakaz poddawania się, postawiony samemu sobie.

W moim przypadku ta wola ma swoje źródło w absolutnym przekonaniu, że Bóg jest zawsze po mojej stronie niezależnie od sukcesów i porażek. Z każdej porażki zawsze mam wyjście. Każda nieudana próba to tylko babka w piaskownicy, która nie wyszła. Nieprzyjemne, irytujące, czasem bolesne. Ale nic więcej.

Bóg daje niewyczerpane źródło odnawiania siły woli. A wola wystarczy, żeby porażka z siły wyłącznie destrukcyjnej zmieniła się w coś innego.

W co?

W instruktora.

CZEGO UCZY PORAŻKA

Porażka to nauczyciel surowy, ale sprawiedliwy. Nie zawsze się to sprawdza, ale wyjątki są zarezerwowane dla ludzi, którzy robią rzeczy nietypowe. Życie Jezusa to porażka – nie założył wielkiej organizacji, nie został znanym i szanowanym przywódcą, a zakończył karierę katastrofalną porażką: stracił popularność, zwolenników, uczniów, wpływy, majątek i życie.

Ale dla zwykłych ludzików zwykła codzienna porażka, taka powszednia jak chleb, jest sprawiedliwa. Chciałeś zagrać coś fajnego na gitarze ale nie wyszło? Sprawiedliwie nie wyszło, bo nie umiesz. Albo nie ćwiczyłeś ile trzeba, albo robisz coś źle. I porażka cię uczy: pracuj więcej i sprawdź, co robisz źle.

Na rozmowie o pracę umarłeś prawie ze wstydu, że twój angielski okazał się aż tak żałosny? Sprawiedliwa porażka – on jest żałosny. Daj się nauczyć porażce: znajdź motywację, zrób plan, znajdź czas. Przestaw sobie coś w głowie, co cię blokuje. Albo jedź w lecie na nasz obóz angielskiego. Jest wiele możliwości.

Napracowałeś się, ale twoje nagranie nie stało się hitem internetu? Porażka. Zniechęcenie. Rozczarowanie. Taka jest Pani Porażkowa. Nieprzyjemna, ale z drugiej strony niesamowicie skuteczna w prowadzeniu przez dżunglę życia.

Kiedy idziesz ścieżką życia i spotkasz Panią Porażkę, skręć. Możesz iść dalej, ale zwykle lepiej skręcić. Ważne, że masz wybór.

Najgorsze, co możesz zrobić, to stać.

I to niestety wybiera większość ludzi: siadają na drodze, wpatrują się w Porażkę i pytają rozżalonym głosem: czemu znowu do mnie? Dlaczego prześladujesz tylko mnie? Dlaczego nigdy nie przyjdziesz do innych, do tych z reklam, z filmów, z internetu?

A ona patrzy i nie rozumie, o co ci chodzi. Przecież ona przychodzi do każdego.

Są dwie główne drogi do fajnych sukcesów. Pierwsza: być głupim, odważnym i mieć szczęście. Druga: dobrze sobie radzić z porażkami.

Pierwsza jest przyjemniejsza, ale ja polecam tę drugą.

Kto więc ma wolę, żeby żyć, temu polecam modlitwę: porażki naszej codziennej daj nam Panie!

12 komentarzy

  • Tak! Nie bójmy się tyle i przezwyciężajmy strach i działajmy jak najwięcej! Nawet pomimo wcześniejszych porażek.

  • Ja bardziej bałem się bardziej zawsze wstydu co porażki. Każda porażka w kontekście np relacji z kobietami, pracy, czy jakiekolwiek innej to był napływ potężnego wstydu i poczucia winy. Wzięło się to z dzieciństwa, gdzie byłem na każdym kroku ostro krytykowany przez ojca, nawet w najdrobniejszych sytuacjach w których po prostu jako dziecko nie umiałem, albo mnie nie nauczono. Potem narzucałem sobie coraz wieksze wymagania, żeby im sprostać bo chciałem zaimponować innym. Nie udawało się bo czegoś brakowało, więc moja samoocena lezała w gruzach a wstyd był potęzny. Mimo że sam sobie to w glowie narzuciłem bo wydawało mi się ze inni wymagają odemnie bycie nadczłowiekiem. HEHE, człowiek sam siebie potrafi zniszczyć, bez pomocy innych

    • No tak bez pomocy to wcale nie. Jak cię w domu „przeszkolili” z tego to potem masz odruch powtarzania tego, co znasz. Tak po prostu działa mózg, nie masz się specjalnie co obwiniać. Odpowiedzialność za ciebie jest twoja, ale wina już niekoniecznie.

  • Ja w pewnym momencie bardziej od porażki to się bałam odnieść sukces w rzeczach, które nie mają znaczenia.

  • Znowu dałem ciała. Nie zwróciłem uwagi i trzeba było anulować transport w mojej firmie, co ma swoje konsekwencje. To juz mój drugi blamaż w ciągu tego tygodnia, czy ja naprawdę jestem jakiś trefny?

    • To się zdarza.
      Robienie błędów to jest część bycia człowiekiem.

      Skup się bardziej. Nie na błędach, konsekwencjach, samopoczuciu, tylko na robocie. Jak się człowiek rozprasza to dużo częściej błędy robi. Jak się skupi porządnie to więcej błędów uniknie.

      • Martin, nawet Boga prosiłem o interwencje, ale doszedłem pozniej do wniosku, ze raczej twórca miliardów galaktyk nie zniża się do takich spraw 🙂

        • No, tak się wydaje, nie? Każdy wierny Muzułmanin tak to widzi, i w sumie większość katolików też.

          Ale ten Jezus z Biblii mówił co innego, że jeden człowiek dla Boga jest tak ważny jak te galaktyki. I pewnie rozumiał, że ludziom trudno to zaakceptować, bo mówił: „czyż nie sprzedają za grosz dwu wróbli? A jednak ani jeden z nich nie spadnie na ziemię bez woli Ojca waszego. Nawet wasze włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się; jesteście więcej warci niż wiele wróbli”.

          Tak że ja się trzymam tego co powiedział. Teraz przynajmniej tyle wiem, że jestem trochę więcej warty od wróbla.

          • Tak powiedział Jezus, to prawda, ale jak nie ma żadnej jego ingerencji w szczere prośby człowieka który co prawda popełnił błąd, ale jednak prosił o pomoc, to jak rozumieć to że się interesuje?

          • A przez „ingerencja” rozumiesz każdą ingerencję, czy tylko taką, która tobie się podoba?

            No wiadomo, każdy chce być zdrowy, sławny i bogaty, mieć powodzenie u kobiet, i to wszystko 24 godziny na dobę. No Bóg widzi trochę więcej.

            Dlatego napisałem ten tekst w ogóle. Żeby sobie i innym przypomnieć, że to co ja widzę jako porażkę, to jest część większego procesu, z całą masą konsekwencji, które dla mnie ostatecznie są dobre, ale teraz ich nie widzę.

            Raz mnie Bóg wyrzucił ze studiów. Kiedy indziej wywalił z pracy. A kiedyś rozbił mi związek. Żadna to dla mnie przyjemność, ja sobie planowałem co innego. To wszystko były ingerencję.

            U ciebie Bóg tak zorganizował sprawy, że zawaliłeś w firmie. Więc już zrobił interwencję, tylko ty chcesz, żeby zrobił inną.

            Co jest zrozumiałe. Ja też przeważnie proszę o same sukcesy, a nie o serię niepowodzeń.

            Biblia mówi, że Bóg swoich synów wychowuje, a wychowanie tak działa, że jak są ingerencje to częściej nieprzyjemne niż przyjemne. Tak że dobry znak, bo coś się dzieje.

            A że dzieje się co innego niż chcemy? No to jeszcze lepszy znak, bo porażki to wstęp do zmiany, a zmiany pod okiem Boga są na lepsze.

            Nieraz trzeba długą serię takich zmian przejść, żeby człowiek mógł być faktycznie szczęśliwy.

            Tak że nie zamykaj oka na to, co nieprzyjemne i nie przejmuj się, że Bóg odmawia spełnienia życzenia. Z mojego doświadczenia wynika, że to co se życzymy sami dla siebie, przeważnie jest głupie i szkodliwe. Ale to się okazuje z czasem i niestety często jak już jest za późno.

            No takie życie, co zrobisz. Ale przynajmniej nudno nie ma.

  • Faktycznie, jest tak jak napisałeś. Modlę się o ingerencje, ale chce zeby była ona zgodna z tym jak ja sobie to wymyśliłem. Potrzebuje bardziej ufać i nie przeszkadzać
    Dziękuje

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *