Ja miałam w życiu kilku trenerów. Jedni byli spokojni i cierpliwi. Inni wyciskali ze mnie siódme poty (po jednym na każdy dzień tygodnia), a także inne płyny, z których najkulturalniej wymienić łzy.
Author - Karolina
Niedawno ze starszą córką Mają (RODO – widzisz i nie grzmisz?) oglądałyśmy sobie bajkę. Jest to dobry sposób na uprzyjemnienie sobie nie zawsze przyjemnych prac domowych. Myśmy sobie uprzyjemniały „Księciem Egiptu”. To pełnometrażowa kreskówka o życiu Mojżesza. Wiadomo, że biografię miał nieprzeciętną więc po seansie było o czym gadać.
Generalnie przez większość życia nie interesowałam się polityką. Niestety bez wzajemności. Ona od początku interesowała się mną.
Mówią, ze nieszczęścia chodzą parami. Bzdura! One biegają stadami!
Jezus jest wielofunkcyjny.
Jest Panem, Zbawicielem, przyjacielem, drogą, prawdą, życiem, uzdrowicielem, sędzią, królem. Cała litania. Ale zanim te super-funkcje i specjalne moce się ujawniły, to najpierw dał się poznać jako świetny nauczyciel.
Czas w kiermasze obfituje
marketingiem świąt wspierany.
Tłum ulega i kupuje
w nastrój wmanipulowany.
Główny symbol się wyłania
tej grudniowej krzątaniny:
to obżarstwo i choinka
a nie Czyjeś Urodziny.
Wiem, to wszystko na cześć Przyjścia,
motywacja brzmi niewinnie,
podkreślona sutym stołem,
żeby zdrowo i rodzinnie.
Tylko sedno wciąż ucieka…
…trzeba znaleźć je na nowo
i być w świecie dla człowieka.
O tym jest wcielone Słowo.
Najwięcej interakcji między ludźmi zachodzi w parach.
Nie w sensie romantycznym, chociaż tu jak najbardziej też. W sensie dwójkowym, jeden na jednego. Oczywiście wydarzenia zbiorowe są mocno spektakularne, jak na przykład katastrofy lotnicze, czy ewangelizacje na stadionie narodowym. Ale to jednak rzadkość. Najczęściej po prostu człowiek spotyka człowieka, człowiek gada z człowiekiem.
Kochany pamiętniku!
Co za dzień… Dostałam super zlecenie. Super pod każdym względem. Trzy dni sesji nagraniowej, bardzo ciekawie napisanej muzyki, ze znakomitymi muzykami, za przepiękną stawkę.
Bóg to ma ubaw ze swoich dzieci. To, co wyczyniają, jak sobie rosną, dostarcza mu z pewnością masę rozrywki. Ale świadczy też o tym słynnym „miłosierdziu”.
Odkąd się urodziłam fundowałam mu niezłe show, prawdziwe „born to be wild” przy pełnym przekonaniu, że na pewno wiem, co robię, że kumam całe „know how”. I jak tak patrzę pobłażliwie na te kilka lat wstecz… to na zmianę chce mi się śmiać, albo płakać, albo mi głupio, a nawet wstyd na myśl o osiąganym w szczytowych momentach poziom żenady.
Hej!
Czy wy też tak czasem macie, że nachodzi was potrzeba robić dla Boga wielkie rzeczy? Pełnometrażowe misje i wielkoformatowe akcje? Na miarę biblijnych sensacji z Dziejów Apostolskich? Jak się człowiek tu i ówdzie wczyta, a potem w jutubach porozgląda i charyzmatyków nasłucha… to też by się coś chciało.
W ryzach Biblii tkwię głęboko,
więc OGÓLNIE jestem spoko.
Dziś o uogólnieniach, bo mi się wszędzie przed nos pchają. I kicham na to. No bo to naprawdę kicha.
Będzie to fragment raportu,
z jakiego ja jestem sortu.
Jak blog jest osobisty, to się pisze też o sobie. A kto ja jestem?