włosy na wietrze

Bóg jako fryzjer

Dzisiaj będzie o włosach.

Dziwne dość, jak na blog o życiu z Bogiem. Sama jestem zaskoczona, że taki temat wyniknął. W końcu Samson biblijnie temat wyczerpał, trudno by było zresztą zdublować jego doświadczenia. Ale mam na koncie osobistym małą, świeżo upieczoną historyjkę w temacie fryzury…

Wiało

Zacznijmy od tego, że włosy to ja mam. Cienkie i lekkie, jak cała moja reszta, he, he. Taki rodzaj cechuje pewna frywolność zachowań, zwłaszcza na wietrze. A jesienią o wiatr nietrudno.

Jednego z takich dni listopadowych niedawnych wyszłam z domu w kierunku pełnienia obowiązków służbowych. Towarzyszył mi lekki pośpiech, bo nieco za późno wstałam i nieco za długo przepakowywałam się do mniejszego plecaka. Zwiewność mojej fryzurki spotkała się na trasie z naturalnym zachowaniem wschodniego zefirku, poddając się walkowerem jego zamiarom. Zazwyczaj dość łatwo radzę sobie z efektami tejże interakcji, mając w prewencyjnym zanadrzu potrójne akcesorium: szczotka + spinka + czapka. Ale dzień był zbyt ciepły na czapkę, a poranna auto-nagonka zbyt brzemienna w skutki deficytowe, bo przeoczyłam pozostałe dwie trzecie składu niezbędnika fryzjerskiego.

Przekonałam się o tym już na miejscu. Zresztą po drodze nie było żadnego alianckiego sklepu, nawet kiosku, więc było za późno. Na owo miejsce – próbę kolejnego koncertu – dotarłam pokaźnie już naznaczona kreatywną mocą aury zewnętrznej, pod której wpływem byłam równe 43 minuty szybkiego marszu. Skutek oglądałam w pierwszej na lewo łazience.

Jak ja wyglądam?

Przeprowadzę was przez to: wyglądało to, jakby na zewnątrz przechodził cyklon średniej klasy, w który wleciałam na paralotni. Jakby luźno związany snopek sianka podsuszyć wentylatorem. Jakby wytapirować Einsteina. Wiecie, ten kierunek. Nie było czasu na dalsze analogie. Nie było zapobiegawczych środków. Ani początków. Ani tym bardziej końców.

„No nic”, pomyślałam, „któraś z dziewczyn na pewno ma przy sobie szczotkę”. Nieraz im przecież radziłam: „nie rób niczego co ja bym zrobiła”. Z tą nadzieją weszłam na próbę pozyskując natychmiast pełną uwagę zespołu oraz kilka nowych określeń mojego image’a post-sabatowego. Szybko rzuciłam desperackie damskie pytanie, ale żadna koleżanka nie miała czym mnie poratować. Próbowały pocieszać. Nie udało im się. Nadzieja umiera ostatnia, a potem rodzi się frustracja. Zalała mnie ona falą wzbierającą, a wezbrała ją myśl, że ja po tej próbie jeszcze gdzieś idę. Z tą samą, niezmienną reprezentacją estetyczną. Bo nie było czym dokonać dobrej zmiany, albo chociaż mikro-reformy. A nie mając nic, co by sytuację mogło poprawić, należało się spodziewać dalszego jej pogorszenia. Bo moje tempo marszu dokłada się do efektu.

Artystom wolno więcej

Się mówi, że jak trwoga to do Boga. Ale tu trwogi nie było, jedynie ośmieszenie, więc o Bogu w ogóle wtedy nie pomyślałam. Wygrażałam za to w myślach swojej sklerozie naprzemiennie gromiąc poranną lekkomyślność. Nie uzyskawszy żadnych pozytywnych rezultatów emocjonalnych, odpuściłam w końcu gromienie, skupiając się na czynnościach związanych z zawodem wyuczonym.

Wychodząc z budynku podświadomie unikałam luster i wszelkich powierzchni gładkich, zdolnych odbijać mój wizerunek o coraz bardziej niepożądanym kształcie. No i wyszłam, ostatecznie dochodząc w życiu wewnętrznym do etapu „artystom wolno więcej”.

I gdyby tutaj skończyć opowiadanie, to w zasadzie żadna z tego historia. Ot, babskie zmagania nieuczesanej Karoli z wymogami kultury europejskiej XXI wieku. Ale niespodziewanie pojawił się znikąd bohater. Był to przedstawiciel natury co prawda martwej, jednak niezwykle ożywił dalszy przebieg wypadków.

Bohater

Idę sobie skrajem chodnika, wtórnie zadowolona, że jak dotąd spotkałam tylko dwójkę przechodniów, i to tak zajętych sobą, iż miłosiernie nie objęli mnie wzrokiem. Za to mój własny wzrok objął nagle przedmiot leżący tuż przede mną na betonie. Jakże wspaniale, że oczęta miałam spuszczone w ten beton z przyczyn wstydliwie oczywistych. Jakże dobrze, że nie starałam się kamuflować zażenowania fryzurą, kontrolowaną już tylko kolejnymi kaprysami wiatru. Bo wtedy próbowałabym utrzymać zewnętrzne przejawy godności, utrzymując brodę w kącie rozwartym wobec obojczyków, unosząc głowę, symbolizującą szerokie horyzonty i wzgardę dla tak przyziemnych dyskomfortów, jak spartaczony wygląd zewnętrzny, wygląd, będący coraz hojniejszą wizualizacją wyobrażeń mas galaktycznych. Jakże dobrze, że po prostu, w instynkcie samozachowawczym podpatrzonym u żółwia w ZOO, próbowałam ulokować swoją głowę między łopatkami. Bo dzięki temu dostrzegłam jego.

Grzebień.

Przede mną leżał grzebień. Nowiutki, czyściutki, wypolerowany. High quality, special edition, the best of! Jakby jakiemuś aniołowi z kieszeni wypadł. Bo z wyglądu był to grzebień nie z tej ziemi. Grzebień jest do czesania, jak sama nazwa wskazuje. Szybko wygrzebałam więc przedziałek.
I się wzruszyłam. Że Wielki Brat patrzy, nawet jak zapominam zawracać mu głowę takimi pierdułkami.

***********************

PS: zabawa!

Na koniec proponuję taką zabawę w rymy o Biblii. Kilka wersów zaraz wstawię, a jak ci coś przychodzi do głowy kolejnego, to dopisz swoją propozycję w komentarzu!

  • Biblia godna polecenia na przeróżne zagadnienia.
  • Księga Sędziów jest ciekawa, jak jesteś studentem prawa.
  • Jak piosenkę chcesz zanucić, czas na Psalmy okiem rzucić.
  • Myślisz, że cię PIS rozprasza? Weź poczytaj Izajasza!
  • Lubisz s-fi na potęgę? Wejdź w Apokalipsy księgę.
  • Na samotnicze wieczory niezłe są fragmenty Tory.
  • A jak wolisz krótszą listę, bierz Marka, ewangelistę.
  • Zbiór mądrości cię przekona niejakiego Salomona.
  • Gdzie gawędziarskie zacięcie – Genesis ma częste wzięcie.
  • Jeśli męczy cię choroba – przejrzyj doświadczenia Hioba!

4 komentarze

  • Droga Karolino. Wszystko co jest związane z ludźmi musi też jakoś łączyć się z Bogiem i wiarą. Takie są moje życiowe obserwacje :-). Tak, więc ja się nie dziwię na temat włosów.
    I fajnie, że Bóg pomaga nawet w takich problemach. Chociaż pewnie miał z ciebie niezły ubaw :-P.
    Poza tym, droga Karolino z ciebie piękna kobieta jest. Tak, więc czy z rozwianymi czy ułożonymi włosami i tak będziesz cieszyć oczy :-). Pozdrawiam!

  • Super!! 😀 Najlepsze w tym wszystkim jest to, że Bóg dba po prostu o wszystko. Nawet wydawałoby się o takie pierdółki. 😀

    A teraz rym o Biblii: Jeśli lubisz filmy akcji weź Jozuego do kolacji.

  • Mnie się jednak wydaje, że ktoś się wcisnął do niebiańskiej administracji poza kolejką – Martin wyraźnie oczekuje tego cudu od ponad dwudziestu lat, jak dotąd nieskutecznie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *