W przedszkolu, w którym pracuję, codziennie w godzinach popołudniowych dzieci siadają do stołu i podajemy im tzw. „tea„. Czyli kolację.
Załóżmy, że był to czwartek. Tak jak każdego dnia dzieci z dwóch grup wiekowych z dwoma różnymi opiekunami zasiadły do dwóch różnych stołów. Stoły były oddalone od siebie o jakieś 15 metrów.
Wyszłam z kuchni, bo akurat tego dnia ja przygotowywałam kolację i pierwsze co zobaczyłam to wszystkie opiekunki, które zgromadziły się przy naszym stole i chichrały się w najlepsze.
Jedna dziewczyna została sama z całą grupą dzieci. Ona pracuje z nami sporadycznie, tylko jeśli kogoś z kadry akurat nie ma. Patrzyłam na nią i strasznie zrobiło mi się jej szkoda. Nie tak powinno być, że zostawili nową dziewczynę samą z całym stolikiem dzieci, a sami poszli się chichrać. I tak się na nią patrzyłam i tak mi jej strasznie było żal.
Wyszłam znów do kuchni z tą myślą i nagle słyszę krzyk! Wszyscy opiekunowie krzyczą! Wybiegam i patrzę co się dzieje…
Jedna dziewczynka z mojej grupy porzygała cały stół, podłogę i koleżankę siedząca obok.
Zrobiło się zamieszanie i ratowanie dzieci. I jedzenia. Co słabsze nerwowo dziewczyny zarzekały się, że tych rzygów się nie dotkną, co zmusiło jedynek chłopaka, który z nami pracuje, żeby on z tymi dziećmi porządek zrobił. Podzieliliśmy się nie po równo: on przebierał sprawczynię całego zajścia (najnajgorsza praca), ja poszkodowaną sąsiadkę (też niemiło), a trzecia osoba sprzątała pozostałości ze stołu i podłogi (fuj).
Przebieram tą dziewczynę i widzę, że wszystkie dzieci i wszyscy opiekunowie dołączyli do jednego stolika. Tego pustego, gdzie ta biedna dziewczyna robiła wszystko sama i chwilkę wcześniej zrobiło mi się jej tak żal.
Zaśmiałam się głośno, bo w tym momencie stało się dla mnie takie oczywiste, że Bóg zawsze jest w stanie znaleźć rozwiązanie. Często bardzo nieoczywiste. Czasem obrzydliwe. Ale jak widać nie ma dla niego rzeczy niemożliwych!
No ja bym na to nie wpadła: żeby zrzygać dziewczynkę. Takie proste, a jak pomogło!
Poczułaj jakby Bóg machał mi zza płotu.
Dzięki, Boże, za przypomnienie, że ty to zawsze umiesz znaleźć rozwiązanie! Nawet w błahej sytuacji.
A ta dziewczyna, która została sama przy stoliku, też jest chrześcijanką. I teraz trochę sobie o tym naszym Bogu gadamy, kiedy tylko mamy możliwość.
Heh, nie ma jak nazywać kolację „tea”.
„Jedna dziewczynka z mojej grupy porzygała cały stół, podłogę i koleżankę siedząca obok.”
To musiał być cudowny widok :-D.
„Co słabsze nerwowo dziewczyny zarzekały się, że tych rzygów się nie dotkną, co zmusiło jedynek chłopaka, który z nami pracuje, żeby on z tymi dziećmi porządek zrobił.”
Jak trwoga to do chłopaka :-P. No, ale ty pomogłaś i jeszcze ktoś.
Fajna historia – dzięki za podzielenie się!
Hehehe tak to bywa jak się ma w pracy jednego chłopaka który zgadza się na wszystko.
A proszę bardzo 🙂
Ja natomiast Boga nie cierpie, kimkolwiek On jest.
Zostawił mnie ze wszystkimi moimi problemami.
Nigdy go obok nie było, ze wszystkim trzeba sobie radzić samemu i o nic nie można się doprosić
Nie zdaje sobie chyba sprawy jak człowiek czasami może z powodu jego milczenia cierpieć
To nie ojciec tylko kat
Przykro mi, że masz takie doświadczenia.
Ja mam odwrotne.
Może różnica jest taka, że ja z reguły nie czekam żeby on zrobił za mnie, tylko jestm aktywna a on się dołącza i pomaga, albo się sprzeciwia. Wtedy szukam innego pomysłu, staram się wysłuchać i zrozumieć co Bóg chce w tej sytuacji.