Śmierć

Co mówić umierającym?

Zmarła Inga. Jedna z moich ulubionych rezydentek domu opieki, w którym pracuję.

Ingę widziałam tydzień temu, była w całkiem niezłym stanie. Można było z nią pogadać, a wręcz pragnęła rozmowy. Często wpadałam do niej bez specjalnego powodu, mimo generalnego nakazu spędzania w pokojach możliwie jak najmniej czasu (ze względów kowidowych).

Bardzo chciała żeby ktoś z nią był i wykorzystywała każdą okazję żeby zamienić z nami chociaż kilka słów. Ze wszystkich rezydentów ona najczęściej dzwoniła o „pomoc”. Często po reakcji na dzwonek okazywało się, że Inga upewniała się tylko, czy system alarmujący działa. Działał zawsze. O czym doskonale wiedziała.

Przy wchodzeniu do pokoju i przedstawieniu się, zawsze mnie rozpoznawała i powtarzała moje imię z przyjaznym uśmiechem. Przy wychodzeniu, zawsze prosiła mnie, żebym przyszła niedługo. Naciskała żebym przyszła najwcześniej jak będę mogła.

Za każdym jednym razem.

Była „rezydentem niemobilnym”. To znaczy, że całe dni spędzała w łóżku z telewizorem, w swoich czterech ścianach. Ze względu na covid rezydenci mieli wtedy zakaz wychodzenia z pokojów. Przez miesiąc.

Życie Ingi

Podczas jednej z takich wizyt, Inga z wielkim smutkiem w oczach zwierzyła mi się, że jest bardzo samotna. Jej mąż zmarł dwadzieścia lat temu. Nie mieli dzieci. Od tego czasu jest sama.

Teraz, siedząc całymi dniami w pokoju, była bardziej samotna niż kiedykolwiek. Powiedziała mi, że jestem jej jedynym „connection”. Roztopiło mi to serce.

Wzięłam ją za rękę i zostałam dłużej niż zwykle.

Ale dało mi to do myślenia. Gdyby Inga miała dzieci, to chociaż od czasu do czasu miałaby od nich telefon. Od czasu do czasu dostałaby kartkę, prezent na urodziny czy na święta. Oczywiście zakładając, że mieliby ze sobą dobry kontakt. Z drugiej strony nie musiałyby to być dzieci. Wystarczyłaby grupka przyjaciół.

Okropnie umiera się w samotności.

Myślę, że dla chrześcijan jest to jeszcze znośne, bo mają świadomość że nie są sami i ktoś już na nich czeka. Ale dla ateistów? To musi być przerażające. Zresztą każdy lubi być kochany i mieć w kimś wsparcie.

Więc warto dbać o relacje, kiedy jeszcze jest na to czas!

Śmierć Ingi

Minął tydzień, a ja zastałam Ingę konającą, z ledwie otwartymi oczami, podpiętą do morfiny. Nie była już w stanie mówić wyraźnie. Pojękiwała tylko w odpowiedzi na zadawane jej pytania.

Poszłyśmy do niej we trzy, żeby potrzymać ją za ręce. Naszym głównym zadaniem w takich momentach jest zapewnienie jak największego komfortu fizycznego. I psychicznego.

No i tu pojawił się problem.

W pierwszym momencie bałam się wręcz wejść do pokoju, bo kompletnie nie wiedziałam co do niej mówić. Hej, no pierwszy raz widziałam osobę umierającą.

To nie był już dialog. To był monolog. Ale z tego co wywnioskowałam, Inga rozumiała, co się do niej mówi.

Powiedziałam jej, że się cieszę, że mogłam ją jeszcze zobaczyć. Że nie jest sama, że jesteśmy tutaj z nią i trzymamy ją za ręce. Że będzie okej i że jest w dobrych rękach, Że jesteśmy tutaj dla niej. Tyle miałam jej w tym momencie do powiedzenia.

Monolog przejęła koleżanka. Zapewniła Ingę, że wszystko będzie okej, że z tego wyjdzie i żeby skupiła się na walce i byciu silnym.

Co mówić umierającym?

Tutaj dostałam dysonansu poznawczego. Przecież widzę, że kobieta umiera i pewne jest to koniec. Dlaczego więc takie słowa? Czy Inga nie wie, że umiera? Dlaczego ta koleżanka postanowiła ją okłamać? Dlaczego zakłamuje rzeczywistość? Czy to jest odpowiednie wsparcie w takim momencie?

Do dzisiaj nie wiem.

Po wyjściu z pokoju i przemyśleniu sprawy postanowiłam na następny dzień skonfrontować Ingę z rzeczywistością. I podzielić się z nią moją wizją końca i początku życia, nadzieją, Jezusem. Miałam też w planach powiedzieć jej, że umiera i że jest to okej. Że wcale nie musi walczyć i żeby była dobrej myśli.

Inga nie doczekała do soboty. Zmarła następnego dnia.

Rzeczywistość znowu okazała się okrutna. A tak naprawdę była zwyczajna, logiczna i konsekwentna. Nie wiem tylko, czy Inga była na nią gotowa. Miałam wrażenie, że nie chciała umierać, a może się bała i nie była pewna co ją czeka.

No cóż, o życiu uczymy się całe życie. Umierając uczymy się o śmierci.

Jak umierać?

Łatwo pisze się z perspektywy czasu, po przemyśleniu zachowań i wypowiedzianych słów. Zobaczymy jak mi pójdzie następnym razem.

Na każdego przyjdzie czas. Jak go przyjmiesz? W samotności i ze strachem? Czy w spokoju i z radością? A może jeszcze zupełnie inaczej?

Mimo wszystko cieszę się, że chociaż w malutkim stopniu mogłam być dla Ingi wsparciem i dzielić z nią ostatnie momenty jej życia na ziemi.

Inga przeżyła 98 lat. Zostanie w mojej i waszej pamięci jako rezolutna, przyjazna i spragniona kontaktu kobieta.

Co powiedziałbyś osobie umierającej? W jaki sposób byś ją wspa? Może byłeś już w podobnej sytuacji? Napisz.

10 komentarzy

  • Droga Dominiko, takie dzisiaj zdjęcie pojawiło się na pewnej grupie, której ja i Martin jesteśmy członkami (chyba napisane przez dziecko):
    https://scontent.frix7-1.fna.fbcdn.net/v/t1.0-9/165329053_3907275352700612_6911117237119561692_n.jpg?_nc_cat=105&ccb=1-3&_nc_sid=825194&_nc_ohc=OUW4zIeTddAAX9pAk-J&_nc_ht=scontent.frix7-1.fna&oh=f896415d570bd823bd1762eae6077c88&oe=60825B85

    Czyli po prostu ciesz się życiem które ci zostało :-). Śmierć nadejdzie w swoim czasie i dopadnie każdego. A jak już nie możesz się cieszyć w ogóle to lepiej umieraj jak najszybciej (bo może po śmierci czeka cię coś lepszego). Ja mam nadzieję umrzeć robiąc coś dobrego dla innych ludzi, albo się śmiejąc, np. oglądając żółwie ninja i jedząc naleśniki :-). No, ale jak się nie uda to trudno :-P. A i Inga nie była taka znowu samotna przed śmiercią dzięki tobie Dominiko. Trzymaj się! 🙂

  • Co mówić w takiej sytuacji? Może to, co sama chciałbyś usłyszeć? Ja nie chciałbym słyszeć amerykańskich farmazonów. Czy z bliskich mi ludzi znam kogoś, kto by chciał? Nikt nie przychodzi mi do głowy.

    • Hejka 🙂
      Ja też nie chciałabym słysześ amerykańskich farmazonów tylko prawdę. No ale koleżanka która kierowała te „motywacyjne” słowa, pewnie by chciała. A może gdyby sama była w trakcie umierania, to jednak wolałaby słyszeć prawdę… Wydaj mi się, że Inga była świadoma tego że umiera.

  • Miałem podobne rozterki kiedy umierała moja ciocia rok temu.

    Była taka scena w Doktorze Who, gdzie jakaś dziewczynka była na coś chora, a Doktor powiedział jej coś w rodzaju „nie bój się, wyjdziesz z tego, tylko bądź silna” – i w tym momencie ona umarła. Wtedy ktoś obok pyta „czemu tak powiedziałeś, skoro wiedziałeś, że z tego nie wyjdzie”? Na to Doktor: „tylko tyle mogłem dla niej zrobić”. Poruszyło mnie to wtedy, bo z perspektywy ateisty to faktycznie może to być najlepsze, co da się zrobić dla człowieka – daje mu spokój, nadzieję i może nawet radość do ostatniej chwili. Bo co mu przyjdzie z tego, że będzie wiedział, że umiera? Strach i beznadzieja? Nie wyzdrowieje od tego przecież.

    Z perspektywy chrześcijańskiej jednak świadomość umierania może w człowieku wywołać chęć zmiany i uwierzenia w Jezusa. Ze strachu może i nie jest najlepiej, ale chyba lepiej tak niż wcale. Pytanie którą perspektywę brać pod uwagę w takich przypadkach – moją czy tej drugiej osoby?

    • Z drugiej strony ja nie wiem po co mu ten spokój, nadzieja i może nawet radość na pół minuty. Patrząc z perspektywy wieczności, jego ostatnim zapamiętanym przeżyciem z ziemi będzie kłamstwo powiedziane przez tchórza.

      Co mu przyjdzie z tego, że umrze świadomie? Godność zachowa, świadomość, szacunek do siebie, poczucie własnej wartości. Umrze jak świadomy człowiek, a nie jak mało dziecko, które trzeba okłamywać.

      Sęk w tym, że w tych czasach mało kto ma do siebie szacunek. Dziś czytałem o nowym sposobie testowania na wirusy, które nie wymaga wsadzania patyków w dziury. Ale trzeba płacić. W komentarzach wszyscy zgodnie piszą, że wolą żeby im wsadzać nawet w tyłek, byle za darmo, niż żeby płacić. Godność i szacunek do siebie są mało warte dla ludzi w tych czasach.

      Czy ich do tego zmuszać? No nie. Ale z drugiej strony mam ochotę. Coraz większą.

      • Z tym brakiem szacunku do siebie, to masz Martin rację. To niestety częste zjawisko.
        Jak ktoś nia miał do siebie szacunku za życia, to pewnie i przy umieraniu woli zostać okłamany dla poczucia świętego spokoju.
        Wiecie ja też nia miałam zamiaru Ingi straszyć, tylko powiedzieć jaka jest sytuacja. A współczułam jej stanu w jakim była.

      • Łooo matko kochana… To chyba sama biedota i niziny intelektualne tam pisały (a może fetyszyści xD). Żebym ja się zgodził, żeby mi ktoś patyczka do dziury wkładał to musiałbym być naprawdę porządnie chory (źle się czuć) i do tego spłukany.

    • Ciekawa scena, ta w doktorze. I to miło, że doktor chciał umierającego wesprzeć, ale dalej nie rozumiem po co okłamywać? No chyba, że doktor miał na myśli wyjście, ale ze swojego ciała 😉
      Wyjade, że można dodać osobie umierającej otuchy, ale bez kłamstwa. Pewnie nawet to, że cierpienie za niedługo się skończy, może być pocieszające. A nie wymaga zakłamywania rzeczywistości. Z tym kłamstwem mam tutaj dalej problem.
      Bo jak np. są chore dzieci, to rozumiem że takie motywowanie „że z tego wyjdziesz, tylko się skup na walce”, to może zdziałać cuda. Ale przy osobie ewidentnie umierającej…?

  • Cieszę się Dominika, że więcej piszesz i nie mogę się doczekać zapowiadanej twórczości na jutup. Hmm, w zasadzie to jest ośrodek chrześcijański co nie? No to chyba dobrze by było przypomnieć takiej osobie to co chciałaś na następny dzień powiedzieć, że przecież wierzy w Jezusa i nie musi się bać, ból się już kończy itd. Ja osobiście bym nie umiał tak oszukiwać ,,Wyjdziesz z tego”, ale ja jestem trochę aspołeczny, a część ludzi oczekuje kłamstwa właśnie. Pytanie tylko czy chcemy sprawić jej przyjemność na ostatnie 5 minut czy raczej uratować jej ,,duszę” za wszelką cenę. Nie jestem chrześcijaninem, więc nie wiem czy w 5 minut się da, ale tak patrząc na przypowieść o pracownikach w winnicy i na ,,dobrego łotra” to chyba tak – to czemu by nie spróbować 🙂

    • Michał, przygotowania do jutupa trwają 🙂
      A tak, dom jest chrześcijański więc każdy z założenia o Jezusie słyszał.
      Ja myślę, że da się nawet szybciej. Bo w takich ostatnich momentach to byłaby kwestia podjęcia decyzji. A jak decyzja jest podjęta, to gadanie o przyszłości pośmiertnej, dla mnie byłoby super radosne gdybym (to ja umierała). I też nie chciałabym być okłamywana.
      Zachęciłeś mnie do bycia odważniejszą następnym razem 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *