Cześć, jestem Dominika i od trzech lat czuję.
Życiorys
Pochodzę z typowej rodziny w której rodzice nie potrafią rozmawiać. Dodatkowo jedno z nich nie panuje nad swoim tonem. Mimo, że były to tylko dyskusje na wysokim volume i od czasu do czasu z użyciem brzydkiego słowa, dla nastolatka takie rozmowy to jakby dostać pejczem po sercu. A później posypać je solą. Boli!
Bolało do tego stopnia, że szłam potem do swojego pokoju, płakałam w poduszkę i snułam plany samobójcze. Wyjściem miało być powieszenie się w lesie po to, żeby nikt nie mógł mnie znaleźć. Chciałam zniknąć, uciec od smutku, bólu i tej całej nieprzyjemnej sytuacji.
Psycholog
Nie wiem dokładnie jak to się stało, ale mama (chyba za moją namową) zabrała mnie kiedyś do psychologa. Miałam może z 12/13 lat. Na wizycie opowiedziałam pani P. o co chodzi. Ta w odpowiedzi na moje problemy kazała mi narysować rodzinę.
Z rysunku wyszło, że skoro mamę narysowałam obok siebie to znaczy że ją lubię. Tatę narysowałam dalej…
Po tej wizycie stwierdziłyśmy, że więcej tam nie pójdę i pojechałyśmy na zakupy, które niestety sytuacji nie rozwiązały, ale były miłe. Tata pracował za granicą, dlatego między kłótniami bywały kilkutygodniowe / kilkumiesięczne przerwy. Podczas tych przerw wysłuchiwałam mamy i starałam się rozwiązywać jej problemy. Podczas którejś z ich „dyskusji”, postanowiłam, że czas się zdecydować.
No i zdecydowałam.
Decyzja
Od dzisiaj nie będę już płakać i cierpieć.
Spokojnie, nie poszłam się wieszać. Zamiast siebie powiesiłam smutek, cierpienie, bezradność, empatię, strach. Zbudowałam sobie mur, którego nikt nie był w stanie ruszyć a na murze napisałam hasło:
Miej wyjebane a będzie ci dane!
Stałam się silna, niezależna i stabilna emocjonalnie! Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Rodzice nadal „dyskutowali”, ale ja nie pozwalałam sobie już płakać. Nie rusza mnie to i kropka.
życie nieczującej nastolatki
Jak się żyje człowiekowi, który wyciął sobie sferę emocjonalną? Bardzo dobrze. Można sobie na wiele pozwolić, bo te trupy, po których idziesz, kompletnie cię nie ruszają. To, że kogoś ranisz albo zmieniasz na gorsze nie ma prawa bytu w twojej rzeczywistości. Liczysz się ty i twoje dobre samopoczucie. Świat zaczyna kręcić się wokół ciebie.
Zastanawiam się czy wszyscy mają w okresie dojrzewania taki moment egocentryzmu?
Nie-emocjonalność + brak świadomości konsekwencji to destrukcyjna mieszanka dla 18-sto letniej dziewczyny w milionowym mieście. Bawiłam się świetnie i nic nie było w stanie mnie zahamować.
Kolejnymi cytatami w moim życiu było:
- „niczego nie żałuj”
- „żyje się raz”
- „nigdy nie będziesz płakać przez rodzaj męski”
- „płacz=słabość”
Relacje z rodzicami z konieczności. Dużo przypadkowych, krótkich znajomości. I zero płaczu.
Pierwsze pęknięcia
Sytuacja zaczęła się delikatnie zmieniać po zaakceptowaniu Boga jako bytu działającego w otaczającej mnie rzeczywistości. Za sprawą tej akceptacji, w przełomowym momencie nawrócenia… popłakałam się ze szczęścia.
Dziwne.
Niedługo po tym, zaliczając kompletne dno, popłakałam się ze strachu, swojej głupoty i bezradności.
Też dziwne.
Postanowiłam, że czas się trochę ogarnąć.
Minęło kilka spokojniejszych miesięcy, przeszłam kilka dodatkowych lekcji pokory i rozumu. Pojechałam do Polski, poznałam Martina i zostałam jego żoną. Nasz związek na początku był trudny. Ja kompletnie nie umiałam rozmawiać ani odnaleźć się w nowej sytuacji.
Wtedy wyszły na powierzchnię konsekwencje mojej emocjonalnej kastracji. Martin nie dawał za wygraną i chciał ze mną rozmawiać. A ja miałam w głowie dosłownie pustkę. I ciągle ten sam wyraz twarzy, który Martina doprowadzał do złości. Ani się nie wkurzałam, ani się nie cieszyłam. Ba, nawet się nie odzywałam. Siedziałam i się na niego patrzyłam. Taki, kurde, mały robot.
Podczas jednego z takich monologów mój mąż powiedział coś co mną potrząsnęło. Powiedział, że nie będzie mnie mógł poznać kiedy nie będę okazywać emocji. Co gorsza, dotarło do mnie jednocześnie, że ja sama też siebie nie znam. Tak długo udawałam, że negatywy nie istnieją, że zbudowałam sobie własną wewnętrzną rzeczywistość.
To mną ruszyło.
Uświadomiłam sobie, że pozbyłam się nie tylko samych negatywnych emocji. Tych pozytywnych też. Postanowiłam się zmienić.
Płacz
Zmiany zaczęłam od płakania. Pomógł mi w tym mąż, który sam mnie do płakania zachęcał! To była nowość! Mężczyzna, który na tyle rozumie mechanizm płaczu, że dobrowolnie się na niego zgadza. Nawt zachęca??? Z domu wyniosłam przecież, że płacz to coś złego, to oznaka słabości, głupoty…
No więc kiedy chciało mi się płakać, płakałam. Przy ludziach. W trakcie rozmowy. W trakcie filmu.
Zauważyłam, że jak sobie popłaczę to czuję się lepiej. W ten sposób daję ujść emocjom. Czasami nawet nie wiem jaki jest powód płaczu, a mimo to popłaczę sobie kilka minut, przestaję i głowa staje się „pustsza”.
Skutek uboczny: jak się już tak zacznie płakać i użalać nad sobą, to czasami ciężko przestać. Przypominam sobie wtedy, że jestem zdrowa, że nic złego się nie dzieję, że Bóg czuwa, przytulam się w myślach do niego i to pomaga mi wyjść z dołka płaczu. Polecam ten sposób.
W moim przekonaniu płacz ma właściwości lecznicze. Z miesiąca na miesiąc płacze się mniej. Wiem, że źle się patrzy na płaczącą osobę. Warto jej wtedy przypomnieć, że jest fajna. Podnieść jej poczucie wartości i pozwolić się wypłakać. Nigdy nie mówi, że przecież nie ma o co płakać. Skoro płacze, to potrzebuje się wypłakać.
Płacz pomaga w przeżywaniu. Jest konsekwencją smutku ale też wzruszenia i radości. Nie bójmy się płakać!
Empatia
Następnym efektem otworzenia delikatnej strefy emocji było pojawienie się empatii. Cechy dotychczas obcej w moim życiu.
Empatia to umiejętność wczuwania się w emocje i punkt widzenia innej osoby. Potrzebna, jeśli chcesz komuś pomóc rozwiązać problem. Przydatna w słuchaniu. I bardzo potrzebna w związkach!
Empatia pomaga popatrzeć na świat oczami twojej żony czy męża. Pomaga ci zrozumieć zachowania, reakcje i emocje twojego partnera. Bez empatii nieporozumienia, złość i frustracje są pewne. Z empatią nadal są możliwe, ale łatwiejsze do zrozumienia i przejścia.
Kolejnym momentem „oświecenia” było dla mnie uświadomienie sobie, że życie składa się z tego co pozytywne i tego co negatywne. Kłamstwem jest, że zawsze będzie dobrze. Prawdą jest, że czasem będzie dobrze. Czasem dobrze a czasem źle.
I nic w tym złego!
Inne smaki
Zaczęłam traktować uczucia jak przyprawy. Każda z nich dodaje życiu innego smaku. Są te które lubię bardziej, inne lubię mniej. Do jednych sytuacji „przyprawa” której nie lubię, jest niezbędna i wyciąga najlepsze walory.
Kiedy akceptujesz te dwie strony medalu, życie staje się pełniejsze, ciekawsze. Wydobywają się nowe „smaki” i można się więcej nauczyć.
Kiedy pierwszy raz posmakujesz nowych emocji np. złości, wtedy jeszcze nie znasz granic. Źle się czujesz opuszczając to, co znane. To normalne! Niech niewygoda cię nie powstrzymuje! Masz prawo się powkurzać. Obrazisz kilka osób? Niestety, to są koszty, które trzeba ponieść. Z czasem i z praktyką te emocje zaczynają być… twoje. Uczysz się swoich nowych zachowań. Widzisz co jakie efekty wywołuje. Poznajesz jak można emocji używać i jak nad nimi panować. Co najważniejsze, poznajesz siebie i wiesz czego możesz się po sobie spodziewać.
Po co mi to?
Otwierając się na zmiany mam świadomość, że czasami będzie boleć, że będzie mi przykro, że będę się stresować, nie będę mogła spać, będzie mi niewygodnie i może będzie mi głupio. Trudno. Świat się na tym nie kończy.
Bo przy okazji tego co negatywne powiększa się to co pozytywne! Pojawia się większa radość, miłość, akceptacja i pokój. Bardziej doceniam te miłe momenty, których i tak w życiu jest większość. Filmy, książki, muzyka i sztuka stają się ciekawe, wzruszające i pożyteczne. Ludzie stają się ciekawsi!
Emocje to nie oznaka słabości. To oznaka dojrzałości.
I wcale nie są one przeznaczone tylko dla bab! Odkrywcy, muzycy, pisarze, aktorzy, artyści, filozofowie, malarze są ludźmi wrażliwymi. Bez emocji świat byłby miałki.
Jak dla mnie bilans jest zdecydowanie na plus.
Dlatego zachęcam do puszczenia kontroli i pozwolenia sobie na więcej!
Powoli. Masz czas. Jeśli wierzysz w Boga, oddaj mu stery. Ale bądź na tyle odważny i zdeterminowany, żeby w odpowiednim momencie przekroczyć granicę swojego komfortu. Obserwuj i wyciągaj wnioski z nowych zachowań.
Wybór zawsze jest w twoich rękach.
Dzięki Dominika. Bardzo mądry tekst.
🙂
Ja mam podobnie z moją rodziną. Naprawdę nie było łatwo z nimi żyć. Chociaż teraz już mniej, bo ich rzadziej odwiedzam po prostu i trochę wrzucili na luz bardziej.
„Tata pracował za granicą, dlatego między kłótniami bywały kilkutygodniowe / kilkumiesięczne przerwy.”
To u mnie było tak często dzień w dzień.
„Miej wyjebane a będzie ci dane!”
Też do tego doszedłem, aczkolwiek nie do końca się tak da. Poza tym, inaczej podszedłem do tematu. Miałem na wszystko z grubsza wywalone, ale ludzi nie chciałem krzywdzić. Po prostu chciałem, żeby wszyscy mnie zostawili w spokoju. Chodziłem sobie na koncerty, słuchałem depresyjnej muzyki, spożywałem dużo alkoholu i grałem cały czas w gry komputerowe.
Ja się ogarnąłem trochę jeszcze zanim poznałem Boga, ale nie do końca. Naprawdę moje życie zmieniło się na lepsze, gdy poznałem Boga. I przy okazji moją żonę.
” Co gorsza, dotarło do mnie jednocześnie, że ja sama też siebie nie znam.”
Tak, poznaj siebie, to podstawa.
„To była nowość! Mężczyzna, który na tyle rozumie mechanizm płaczu, że dobrowolnie się na niego zgadza. Nawet zachęca???”
Ja też zachęcam, a przynajmniej nie bronię i rozumiem, że tak czasem trzeba się wypłakać, pogadać i ogólnie wyżalić.
„Uczysz się swoich nowych zachowań. Widzisz co jakie efekty wywołuje. Poznajesz jak można emocji używać i jak nad nimi panować. Co najważniejsze, poznajesz siebie i wiesz czego możesz się po sobie spodziewać.”
To prawda. Tylko przez emocje i różne sytuacje, często skrajne można poznać prawdziwego siebie. Potem można zacząć siebie kształtować na taką osobę jaką chcesz być. Ja na przykład wiem, że jestem często zbyt nerwowy, to przez mojego ojca w dużej mierze.
„Dlatego zachęcam do puszczenia kontroli i pozwolenia sobie na więcej!”
Tak, ale nie do końca. Czasem puszczenie zupełnie emocji luzem może spowodować katastrofę.
Ciekawy wpis, daje do myślenia, dzięki Dominiko za podzielenie się.
Pozdrawiam!
Hejka, dzięki za komentarz. Odzew zachęca do pisania 🙂
Widzę na nasze historie w dużej mierze się pokrywają, pewnie jest takich przypadków znacznie więcej.
„Tak, ale nie do końca. Czasem puszczenie zupełnie emocji luzem może spowodować katastrofę.”
Masz rację, ale tylko jeśli emocje puści się bezmyślnie, bez wyciągania wniosków i bez chęci ich ujarzmienia.
Prawdopodobne jest , że mimo puszczenia celowo kontroli doprowadzi to do „katastrofy”. Katastrofa jest czasami konieczna i dużo można się z niej nauczyć. Często jest tak, że skutki wydają się złe, ale w dłuższej perspektywie, te katastrofalne sytuacje, przynoszą nam dużo dobrego. Zawsze szukam pozytywnych skutków nieprzyjemnych sytuacji, najczęściej jest to szczepionka na przyszłość.
Odłączenie się od rodziny i zajęcie się swoim życiem to długi proces, bo jednak ci bliscy są dla nas ważni i chciałoby się im pomóc. Ja się już od tego „uwolniłam”, zrozumiałam że to jest ich życie, są wolni i sami za siebie odpowiadają. Dopóki sami nie zechcą coś zmienić to możemy stawać na rzęsach a i tak nic się nie zmieni 🙂
Nie warto, chyba że o to poproszą lub dobrowolnie godzą się na wysłuchanie opinii.
Miłego, do następnego!
Mam podobnie, tylko odwrotnie 🙂
Od zawsze byłam bardzo emocjonalna i empatyczna, ale w okresie dojrzewania sprawiło to, że parafrazując Twoje słowa „Liczyłam się ja i moje emocje. Świat zaczął kręcić się wokół mnie.”, „Emocjonalność + brak świadomości konsekwencji to destrukcyjna mieszanka”.
Można powiedzieć, że następuje pewnego rodzaju uzależnienie od emocji, z którego bardzo ciężko wyjść i to, że kogoś ranisz, też przestaje mieć znaczenie.
Ciebie wszyscy traktowali pewnie jako „potwora bez serca”, mnie zaś od najmłodszych lat za dziwaka do gnojenia.
Powoli udaje mi się to ogarnąć, dzięki miłosiernemu Tacie, stawianiu sobie konkretnych granic i mojemu mężowi, który już na początku małżeństwa bardzo jasno pokazał mi, jak bardzo ranią go moje egocentryczne, emocjonalne zachowania.
Wygląda na to, że ciężko jest osiągnąć złoty środek, zarówno będąc osobą bardzo emocjonalną, jak i taką, która wycięła sobie sferę emocjonalną 🙂
Fajnie było poczytać o innym punkcie widzenia.
Pozdrowionka z samego centrum Rzeczpospolitej Zgnojonej dla Ciebie i Martina. Niech Bóg będzie z Wami Wariatami ♥️
Cześć Ania 🙂
A to ciekawe, że tak skrajnie odległe wnętrza, a skutki były podobne.
Wygląda na to, że obie musimy nauczyć się kontroli nad swoimi zachowaniami.
Gdybyś miała jakieś wskazówki, to daj tutaj znać.
Dzięki, Ania!
A mi łzy się zakręciły w oczach przy tym tekście, bo w sporej mierze on dotyczy też mnie samego. Ja akurat jestem mniej więcej pośrodku – nie wyciąłem sobie sfery emocjonalnej, a w szczególności tej dobre, ale bardzo mocno przyciąłem sferę negatywną. Zwłaszcza wszystko co się tyczy złości i gniewu. Nie wiele ponad tydzień temu Bóg pokazał mi dlaczego. W skrócie, powodem również są rodzice i pewna awantura po zakrapianej imprezie, więc dopiero wchodzę na ścieżkę tego, że można czuć złość, chociaż strach przed zranieniem jest ogromny. Mam jednak nadzieję, że po przerobieniu tego z Bogiem będę mógł za Tobą Dominika powiedzieć, że czuję czy bardziej, że się złoszczę, tak, jak każdy zwykły człowiek.
Dzięki wielkie. Genialny tekst.
Dzięki Artur, po części byłeś moją inspiracją do tego tekstu 😉
Wiem, że nie jest ci teraz przyjemnie, ale jestem pewna że w przyszłości wyda ci to piękne owoce 🙂
Mam nadzieję, że kiedyś sam opowiesz innym jakie zaszły w tobie zmiany i od czego się zaczęły. Mnie to zachwyca jak wyraźnie widać w twojej obecnej sytuacji „palec Boga”.
Piękne to, mimo że nieprzyjemne.
Powierzylem sie Bogu. Chce żyć z nim w zgodzie.
Ale robie tyle ile moge.
Miałem porypane relacje z ojcem. I ogólnie bylem popychadlem.
To znamie na cale zycie.
Za czymś gonie, nie wiem za czym.
Robie tyle ile w mojej mocy. Korzystam z okazji, staram sie. Pracuje nad emocjami. Ale jest tego mnóstwo.
Czasami mam wrażenie ze nie uda sie tego syfu ogarnąć. Bo to jak chwasty.
Ale walczę 🙂
Pozdrawiam 🙂
Jestem przekonana, że jeśli będzie w tobie chęć zmiany i będziesz to robił w oparciu o Boga, to przyjdzie w końcu poczucie satysfakcji i pokoju. To jest długi proces więc bądź cierpliwy, też przez to przechodzimy lub przechodziliśmy 🙂 Gdybyś o czymś chciał pogadać, to w środy o 20:00 mamy audycję na żywo na odwyk.com (nazywa się izba wytrzeźwień), lub prywatniej na dominika@odwyk.com
Dobry tekst.
Wnioski jakie mi się nasuwają:
– ciężko mi uwierzyć że byłaś taka twarda ,
– to przykre że tak wiele osób ma jakiś głęboki problem ze sobą odziedziczony po rodzicach, wydaje mi że może wszyscy ?
Ciekawe jakie my syfy sprzedamy swoim dzieciom, mieć nadzieję jak najmniej.
Hej Luka ?
Możesz tylko uwierzyć na słowo, a czy serio byłam twarda…?
Raczej udawałam że jestem.
Myślę że dużo zachowań wynosimy z rodziny, pewnie jedne są problematyczne a inne nie.
Znam ludzi którzy dobrze wspominają swoje dzieciństwo i relacje między rodzicami. Jednak zdecydowana większość boryka się z przeszłością. Nie ma się co dziwić bo przebywanie z rodziną to często 1/4 naszego życia (do 20 roku życia). Sporo można doświadczyć.
Choć słyszałam takie powiedzenie, że „jesteśmy ofiarami ofiar”, to mam nadzieję i zamiar wyrządzic jak najmniejszą krzywdę (najlepiej żadną) swoim ewentualnym dzieciom. Wierzę, że jest to możliwe ?
Hej Luka 🙂
Możesz tylko uwierzyć na słowo, a czy serio byłam twarda…?
Raczej udawałam że jestem.
Myślę że dużo zachowań wynosimy z rodziny, pewnie jedne są problematyczne a inne nie.
Znam ludzi którzy dobrze wspominają swoje dzieciństwo i relacje między rodzicami. Jednak zdecydowana większość boryka się z przeszłością. Nie ma się co dziwić bo przebywanie z rodziną to często 1/4 naszego życia (do 20 roku życia). Sporo można doświadczyć.
Choć słyszałam takie powiedzenie, że „jesteśmy ofiarami ofiar”, to mam nadzieję i zamiar wyrządzic jak najmniejszą krzywdę (najlepiej żadną) swoim ewentualnym dzieciom. Wierzę, że jest to możliwe 🙂
Hej, napisz książkę! Bardzo dobrze idzie Ci pisanie. Widać, że w życiu dużo przeszłaś ?. Twój tekst, emocje, przeżycia w dużej mierze to przeżycia wielu ludzi nawet tych których znamy
? Tak trzymaj i czekam na następny tekst ?. A może nawet skusisz się na napisanie książki ?
Dzięki, kto wie, kto wie 😉
Oj, czuję ten tekst. Też podjęłam za młodu decyzję o odcięciu się, znieczulić tak całkiem się nie potrafiłam, ciągłe czułam w środku dużo, bardzo dużo, ale nikt nie mógł się o tym dowiedzieć, bo przecież to taki wstyd. Rany, jak strasznie chciałam być silna!
Dzięki, że piszesz o tych tematach.
Miałyśmy inaczej ale nadal podobnie 😉
Obie musiałyśmy coś w sobie nienaturalnie powstrzymywać..
Tobie też udało się to pokonać i otworzyć się na rzeczywistość?
Hej Dominika ! Gorąco Cię pozdrawiam – Ciebie i Martina 🙂 Przeczytałem Twój tekst 🙂 Odnajduję w nim trochę z siebie, mnie na przykład Tata nie nauczył płakać, a jest to potrzebne, także u faceta, tak jak zresztą piszesz 😀 Wydaje mi się, że dzisiejszy kryzys męskości trochę się z tym wiąże. Niech Wam Pan Bóg błogosławi !
Jeszcze jedno, przeczytałem komentarze, często wybrzmiewa – „poznaj siebie”. Studiuje filozofię i muszę Wam powiedzieć, że właśnie od tego zaczęła się filozofia, ta prawdziwa (filo – miłować, zofia – mądrośc). Mianowicie zaczęła się od Sokratesa ! On to właśnie swoją filozofię oparł na „poznaj siebie”. Historia głosi, że maksyma ta znajdowała się na łuku wejściowym do wyroczni w Delfach, gdzie Sokrates, pośrednio, dowiedział się o tym, że mądrzejszego od niego nie ma. Sokrates usłyszawszy o tym postanowił sprawdzić wyrocznię wystawiając siebie na próbę. Udał się do najbardziej poważanych wśród ludzi, kolejno – poetów, rzemieślników i polityków. Chciał się z nim skonfrontować by sprawdzić czy nie są przypadkiem mądrzejszymi od niego. Okazało się, że każdemu tak się właśnie WYDAWAŁO, każdy mniemał się za najmądrzejszego. Sokrates tym ich właśnie przewyższał, że świadom był swojej niewiedzy (pokora), o czym świadczy jego „wiem, że nic nie wiem”. Tak właśnie drogą do mądrości Sokratesa okazała się pokora, którą tą odkrył „poznając siebie”, swoje słabości, swoje ograniczenia.
O ciekawe to co napisałeś 🙂
Kiedyś pewnie przysiądę nad filozofią i coś poczytam bo mnie zaciekawiłeś.
Do zobaczenia pewnego pięknego dnia Damian!
Ciekawy tekst. Ja od śmierci mojego taty jakoś się zablokowałem, a płacz i emocje ukryłem. Co ciekawe wzrosła w tym samym czasie nerwowość i mocno zmalała cierpliwość.
Próbuję to ogarnać, ale niezbyt widzę postęp. Jakoś ciężko pod górę, mam wrażenie, że nie udało mi się znaleźć źródła, które wymaga modyfikacji.
Dzięki za ten tekst!
Tomik, akurat trzy dni temu trafiłam na bloga psychologicznego, na którym są materiały do pracy nad trudnymi tematami. Jest wsród nich proces żałoby. Jak się okazuje, wiele osób czuje się podobnie jak ty. Nie wiem czy będziesz sam w stanie przejść przez ten proces, ale może warto zerknąć: https://psycholog-pisze.pl/materialy/#
Autorka prowadzi też kanał na youtube i oferuje gabinet online.
W tekście powyżej widziałeś, że obrałam podobną strategię obronną, pomagała mi ona przetrwać. Niestety przy tym podejściu traci się smak życia, a zyskuje złudzenie spokoju. Jest to pewne rozwiązanie, ale czy dobre?
Mam nadzieję, że uda ci się ruszyć ten temat, zrozumieć siebie, a później świadomie zdecydować co dalej 🙂