Wszyscy się boją.
Od wieków ludzie bali się wszystkiego co niebezpieczne jest, co niebezpieczne być może i co niebezpiecznie być nie może. Bo mieli wybujałą wyobraźnię.
Nie znaczy to, że od tego powszechnego bania się przez stulecia niebezpieczeństwa poznikały i teraz już można całkowicie bezpiecznie wyjść z domu. Nie można. Wychodząc na ulicę nadal wchodzisz w ryzyko rozjechania przez samochód, zostania uderzonym, dźgniętym lub zastrzelonym, potknięcia się, upadku ze schodów, wpadnięcia w otwartą studzienkę, przygniecenia walącym się budynkiem, nie mówiąc nawet o zarażeniu się grypą.
Zostań w domu
To może lepiej zostać w domu? Niekoniecznie. W budynku można zatruć się gazem, spalić w pożarze, wypaść przez okno, oraz zginąć lub doznać uszczerbku na zdrowiu na wiele różnych sposobów.
Ludzie mają wciąż potrzebę poczucia bezpieczeństwa i nie ma w tym nic dziwnego. Świadomość ciągłego zagrożenia nie ułatwia życia, dlatego chcemy się tej świadomości pozbyć. Jak? Wprowadzając przepisy BHP, zasady ruchu drogowego, czy szczepienia. Nie mówię, że to źle. Te wszystkie środki faktycznie zwiększają nasze bezpieczeństwo, choć nie eliminują go całkowicie.
Sęk w tym, że ludzie uważają się za stuprocentowo bezpiecznych.
Ostatnio słyszę w radiu wysyp reklam supermarketów, w których główną zachętą ma być bezpieczeństwo zapewnianie przestrzeganiem rekomendacji GIS. Czy przestrzeganie takich zaleceń gwarantuje bezpieczeństwo? Pewnie w podobnym stopniu, jak przestrzeganie przepisów gwarantuje, że nie stanie ci się nic złego, ani że nie wylądujesz w więzieniu na 25 lat.
Pełne bezpieczeństwo
Całkowitego bezpieczeństwa zapewnić się nie da. To pewne.
Jak więc zorganizować sobie rozsądny poziom bezpieczeństwa, taki, przy którym będziemy mogli spokojnie spać? Niektórzy stawiają na ubezpieczenia. Jak spali ci się dom, to przynajmniej nie zostaniesz w samym ubraniu. Jak zachorujesz, to ktoś będzie próbował cię wyleczyć (o ile nie trwa akurat panika wspomagana niekompetencją rządów). Inni wolą unikać wszystkiego co niebezpieczne, co czasami prowadzi do absurdów. Na przykład unikają odwiedzania swoich rodziców, których mogliby nieświadomie zarazić groźną chorobą, podczas gdy ci rodzice bardzo chcieliby być odwiedzani, bo aż tak to się nie boją. A nawet sami jeżdżą w różne ryzykowne miejsca, narażając swoje zdrowie.
Inny przykład: ostatnio, ze względu na zagrożenie wirusem, które dotyczy głównie starszych ludzi, rząd wprowadził specjalne godziny, w których tylko oni mogą robić zakupy w sklepach. Co się okazało? Że seniorzy robią zakupy o różnych porach, tak jak wcześniej. A w godzinach zarezerwowanych specjalnie dla nich sklepy są prawie puste.
Może zamiast złudnego poczucia bezpieczeństwa istnieje coś innego, co może dać spokój ducha?
Bezpieczeństwo alternatywne
Pierwsza propozycja: świadomość, że mogę umrzeć w każdej chwili od różnych przypadków. Ona sprawia, że nie mam ochoty przesadnie się o to martwić. Bo co moje zamartwianie się tu pomoże? Owszem, mam jakieś ubezpieczenie, przestrzegam przepisów drogowych, jestem ostrożny, ale bez przesady. Nie chodzi mi o to, żeby mieć wywalone na to, czy mogę zrobić innym krzywdę swoimi działaniami, tylko o zwykłe trzeźwe spojrzenie i nie popadanie w paranoję.
Po drugie wierzę, że życie nie kończy się na śmierci. Będzie trwało dalej w innym świecie. W skrócie: wierzę w Boga i w to, co mówi Biblia. Nie potrafię tego udowodnić, ale różne przeżycia, których doświadczyłem dają mi mocną podstawę do przekonania, że to prawda. To przekonanie z kolei daje spokój, przekonanie, że moim życiem nie rządzi przypadek, ale ktoś, kto ma dużo większą władzę od przypadku. A nawet od śmierci.
Trzecia rzecz: relacje z rodziną i przyjaciółmi. Relacje to coś, co sięga głęboko do wnętrza człowieka. W pewnym sensie relacje definiują człowieczeństwo. Są cenniejsze niż pieniądze i o wiele cenniejsze niż sama egzystencja. Relacje i to, co człowiek robi z życiem, definiują jego życie.
Bo życie nie polega na podtrzymywaniu funkcji organizmu. W szczególności nie polega na unikaniu śmierci za wszelką cenę.
Życie i śmierć
Śmierć jest nieodłączną częścią życia. Jego konsekwencją. Możesz przeznaczyć swoje życie, na co tylko chcesz. Także na to, że zadbać, żeby trwało jak najdłużej.
Ale ja wolę, żeby moje życie coś znaczyło. Żeby miało smaki i kolory. A niekoniecznie żeby było najdłuższe, jak tylko się da. I szanuję pragnienia tych, którym nie podoba się perspektywa długiego życia w odosobnieniu. Czy to znaczy, że brak mi empatii?
Ja twierdzę, że szacunek dla świadomych decyzji drugiego człowieka to jedna z najcenniejszych rzeczy, jaką możesz mu dać.
Popieram! 🙂
Nic ująć a dodać tylko to, że również popieram. 🙂
”Relacje i to, co człowiek robi z życiem”
Co masz przez to na myśli? 🙂
Relacje z ludźmi – chyba wiadomo co to, nie wiem co tu jest do tłumaczenia.
Co człowiek robi z życiem – do czego je wykorzystuje: do pomagania innym, czy sobie, robienia dobrych, pożytecznych rzeczy, czy złych. Jaki jest dla innych, jak reaguje na potrzeby i prośby.
Nie Ciebie pytałem.
A kogo?
Cytowałem Martina, więc nie trudno się domyśleć 😉
Chyba jednak trudno, bo to nie Martin napisał ten artykuł, tylko ja 🙂
Aaaa, to w takim razie zwracam honor 😉