Ile tysięcy razy słyszałeś już piosenkę „Jingle Bells„? Puszczają ją w każde święta w każdym sklepie. Jest jak epidemia zombie: nie da się przed nią uciec. Ale ile razy słyszałeś czwartą zwrotkę? Ha, zgaduję, że nawet nie wiedziałeś, że jest więcej zwrotek. A wiesz o czym są? Zgadnij!
Ludzi nietrudno nakręcić tak, żeby widzieli coś, czego nie ma. „Jingle Bells” to dobry przykład. Przecież to oczywiste, że jest to piosenka świąteczna.
Tymczasem łatwo sprawdzić (gdyby to komuś przyszło do głowy), że we wszystkich czterech zwrotkach nie ma ani jednej wzmianki o grudniu. O świętach. Ani słowa o narodzinach Jezusa ani w ogóle kogokolwiek. Nic o Klausie, Mikołaju, Dziadku Mrozie czy innym patronie prezentów i konsumpcji.
Jest za to o dziewczynach w saniach! Toż skandal raczej! Przecież dzisiejsze Boże Narodzenie maluje się jako „święta rodzinny”. Dlatego nie dziwi mnie wcale, że wszyscy ukrywają zwrotki od 2 do 4, w których opisuje się raczej podrywanie na sanie i wywrotki niż przejażdżki z dziećmi, żoną, teściową, krzyżem i świętym Mikołajem.
Jest więc o śniegu, saniach, przewracaniu się. O zabawie na śniegu. Z koniem. Jeżeli ktoś by grzebnął w historii to odkryłby, że w związku z treścią, sto lat temu była to piosenka typu „szła dzieweczka do laseczka”. Czyli taka do śpiewania przy piwie.
I słusznie! Bo jest to piosenka zachęcająca do tego, żeby jeździć z dziewczynami saniami po śniegu, bo daje to dużo radości. I piosenka ma rację. Wiem, bo jeździłem. Nie jestem pewny czy dziewczynom taka jazda tak samo się podoba, ale mi bardzo!
Dlaczego więc wszyscy widzą tam gdzieś święte Mikołaje, grudzień, żłóbki, stajenki, bombki i święta? Dlaczego tekst tej piosenki znajduje się w kategorii „kolędy” albo „Christmas songs”?
Nie wiem. I co mnie to obchodzi? I dlaczego ciebie to powinno interesować? Czy jak wdepniesz w gówno, to będziesz się wgłębiać w to dlaczego śmierdzi czy wyczyścisz jak najszybciej? Więc nie pytaj dlaczego ludzie widzą bzdury, których nie ma. Czy jak wszyscy zaczną widzieć białe myszki od nadmiaru alkoholu to powinniśmy się czuć winni, że my ich nie widzimy?
Powiadam wam albowiem: chodzi o to, żeby być zdrowym i szczęśliwym, a nie o to żeby się chorym i nieszczęśliwym podobać. Tak trzeba to sobie powiedzieć: to chory ma dążyć do wyzdrowienia, a nie zdrowy do chorowania!
Dlatego nie zagłębiajmy się w choroby, tylko czyńmy ludzi zdrowymi.
Kiedy Jezus powiedział „czyńcie ludzi uczniami” to nie dodał „ale przede wszystkim analizujcie dlaczego nimi nie są”. Miejmy jakieś priorytety: więcej zmieniania, mniej ubolewania.
Dlatego też w ramach dobrego przykładu i odbulszitowywania świąt zapraszam do zaśpiewania sobie po raz pierwszy w życiu wszystkich czterech zwrotek „Jingle Bells”! Ale tym razem ze świadomością, że nie mają nic, ale to nic wspólnego ze świętami. Zaśpiewaj to po prostu jako piosenkę chwalącą radość życia. Bo jeżeli gdziekolwiek w tej piosence tkwi ukryty Bóg, to tylko w tym!
I wtedy zobaczysz, że pozbawiona świątecznego smrodu „Jingle Bells” to naprawdę fajna piosenka. Taka w sam raz na zimowe ferie spędzane z miłą dziewczyną. I grzańcem.
Czego wszystkim życzę. O ile nie są ową dziewczyną właśnie.