Ten temat towarzyszy mi od zawsze – całe moje chrześcijańskie życie, nie licząc samego początku. Już na pierwszym blogu na Odwyku, wiele lat temu, napisałem bardzo smutną notkę o radości. Mówiąc dokładniej, o moim braku radości.
Gdy przepracowałem inne tematy, sprawa cieszenia się życiem znów stała się dla mnie bardzo dobrze widoczna. W listopadzie prosiłem Boga tymi słowami: „Boże, proszę, naucz mnie cieszyć się życiem”. W grudniu dostałem odpowiedź.
Są w Biblii takie fragmenty, które mnie wnerwiają. Jest na przykład ten: „Zawsze się radujcie”. Nie rozumiałem i nie potrafiłem przez to przejść. Uważałem to za rzecz nie do osiągnięcia. Frustracja była tym większa, im bardziej nad tym myślałem. Bo przecież autor nie zalecałby adresatom tego listu zrobić czegoś ponad ich siły. A ja co? Nie potrafię.
Przyszła więc odpowiedź od Boga. Siedziałem na grupce w kościele i nagle przemówił do mnie ktoś zupełnie inny niż pastor. Doszła do mojej głowy taka myśl:
„Ciesz się. Jestem tutaj.”
Co z tego wynika? A z tego wynika, że to jest moja decyzja. Ja to wiedziałem, ale wcześniej wpychało mnie to tylko w jeszcze większą frustrację. A teraz poczułem radość i nadzieję, że to jest możliwe.
Druga część odpowiedzi, czyli „Jestem tutaj” wiąże się z wydarzeniem, które miało miejsce parę godzin wcześniej. Byłem u mamy i kroiłem pieczarki. Nie wiem dlaczego, ale czułem się przy tym potwornie. Sprawiało mi to ból i cierpienie i wiele razy myślałem już, że zaraz powiem mamie, że resztę pokroi sobie sama. Nie powiedziałem.
Ale co jest ważne w tych pieczarkach to to, że Bóg przy tym był. Skoro więc jest ze mną w takich gównianych sytuacjach, to jest to dobre pocieszenie i wystarczający powód, aby cieszyć się życiem.
Dlatego ilekroć zauważam, że posępnieję i poważnieję, że napada mnie smutek i apatia, myślę sobie: „Bóg tu jest. To jest moja decyzja. W każdym momencie”.
Nie od razu zadziałało, ale po dwóch tygodniach czułem się jakbym był nowym człowiekiem. A po kolejnym miesiącu stwierdzam tak: emocje są różne i samopoczucie się waha, ale jest lepiej niż było.
Ja bywam zdenerwowany, smutny, niezadowolony, zmęczony, apatyczny, zawiedziony, rozgoryczony, itp., ale ogólnie jestem pogodnym człowiekiem cieszącym się życiem. Jest tak, gdyż zawsze staram się pamiętać o następujących faktach:
-Bóg i Jezus mnie kochają, chcą dla mnie jak najlepiej i nigdy nie jestem zupełnie sam.
-Mam obiecane zbawienie bez względu na to czy będę bogaty czy biedny, czy ludzie będą mnie lubić czy nie i to nawet jeśli popełnię trochę głupstw i błędów w życiu.
-Są ludzie, którzy naprawdę mnie kochają czy uwielbiają, są moimi przyjaciółmi i naprawdę nie jestem, dla nich obojętny.
-Bez względu na wszystko trawa będzie zielona, niebo niebieskie, ptaki będą na wiosnę śpiewać, krety ryć norki, itp. Ogólnie jest masa rzeczy na świecie do których się przyzwyczailiśmy i ich nie doceniamy już, ale one dalej są i są fajne. Jeśli akurat nie ma nic innego pogodnego w moim życiu to zawsze są one.
-Nawet w najgorszej sytuacji w życiu można znaleźć coś pozytywnego. I jeśli na tym pozytywnym aspekcie się skupić to nie jest tak źle. Ogólnie staram się skupiać nie na negatywnych aspektach rzeczywistości, ale na pozytywnych. I staram się też nie przejmować tym na co nie mam wpływu.
Lukszmar, ja od wielu lat jestem rozgoryczony, smutny i zły. W moim życiu jest tyle złych emocji i uczuć, że szok. Poczucie wstydu, winy, niepokój, lęk, poczucie niskiej wartości, a to wszystko jest efektem wychowania i tego że sam później wpadłem w dziwne strategie działania, oparte na deficytach. Brak szczęścia w codzienności, brak efektów mojego zaangażowania w codzienne sprawy, brak efektów moich modlitw. Od wielu lat, starałem się to przepracować, ale z marnym skutkiem. Żyje sobie dalej, po prostu. Nie krzywdzę innych, nie jestem jakimś złym gosciem. Raczej powoli się godze z rzeczywistością 🙂