rumba na ulicach

Chrześcijaństwo jest jak rumba

Od ponad 20 lat piszę a od kilkunastu gadam do mikrofonu na temat Biblii, Boga i łączenia tego z życiem. Dużo pytań dostaję, ale jedno powtarza się często i regularnie: jak to zrobić żeby ten Bóg coś do mnie mówił?

Różnie z tym bywa. Bóg jest dziki a nie oswojony, ma swoje powody, metody i cele. A człowiek też nie robot i nie klon, więc nie może być uniwersalnej odpowiedzi na to pytanie. Ale jest jedna odpowiedź, która sprawdza się w większości przypadków. Sęk w tym że nie za bardzo wiem jak to wszystko powiedzieć.

Niedawno znalazłem jedną ciekawą piosenkę, wgłębiłem się jej w słowa i teraz już wiem jak to wszystko powiedzieć: problem w tym, że nie tańczysz rumby!

Co to jest rumba?

Co to jest ta rumba to ja za bardzo nie wiem. Przejrzałem YouTube i każdy taniec wygląda inaczej. W wersji kubańskiej wygląda to jak taniec godowy z jakimiś drgawkami, który poza obowiązkiem maksymalnego kręcenia wszystkim czym się da, nie ma żadnej struktury. W wersji europejskiej jest gorzej: to emanacja żalu białego człowieka, że dobry Bóg zamiast zgrabnego okrągłego tyłka dał mu blady toporny klocek na żelaznych zawiasach, który bez zasad i instrukcji nie da rady się wygiąć, bo nie wie jaki kąt wychylenia jest prawidłowy. Nic dziwnego więc, że Kubańczycy tańczą rumbę ubrani w byle dziurawe szmaty, a Europejczycy przebierają się w stroje co tworzą całą odrębną gałąź rumbowej mody. Po tym widać najlepiej kto tu żyje tym co robi, a kto stara się coś udowodnić.

Ja jestem tym białym człowiekiem. Wierzący, nie tańczący. W związku z moim bladym kołkiem i nadmiarem rozmyślania nad wszystkim, fanem rumby nie jestem. Tak, generalnie odwrotny problem niż większość świata: za dużo mózgu, za mało tyłka. W związku z tym rumba pasuje to do mnie jak jeż do flaminga. Ale nie zamierzam się zupełnie tym frustrować, że Bóg stworzył mnie mną, a nie kimś innym. Ja mam inne zalety. I lubię je.

Ale mniejsza o to. Ja tu o chrześcijaństwie chcę mówić, nie o rumbie.

La rumba!

Jeżeli ktoś grał w grę „Tropico 4” i jako El Presidente budował tropikalne wyspy, to musiał wiele razy słyszeć piosenkę „La rumba no canto mas”:

Muzyka, jak słychać, jest wesoła. Ale to w słowach jest największa zabawa! Mało kto się chyba wsłuchiwał. Szkoda, bo słowa mówią z grubsza tak:

Zamówiłeś mnie żebym grał rumbę. Do tańca rumba nie ma sobie równej.

Jak ci tą rumbę zagram, to musisz mi zatańczyć! Bo rumba się urodziła nie żeby jej słuchać.

I jak ty mi jej nie zatańczysz, to rumby nie śpiewam więcej (la rumba no canto mas).

Jak się nią nie cieszysz, nie bawisz, rumby nie śpiewam więcej (la rumba no canto mas).

Poddaj się i się nie będziesz mylić (entrégate y no te confundas).

To ostatnie zdanie muszę sobie napisać na koszulce. To jest kwintesencja chrześcijaństwa.

Nie śpiewam ci więcej

Życie z Jezusem jest jak właśnie ta rumba, a Bóg jest jak Alex Torres śpiewający: rumba się urodziła, że ją tańczyć. A nie żeby słuchać. I jak nie tańczysz, to ja ci nie śpiewam więcej.

La rumba no canto mas – powiada nam Bóg po hiszpańsku.

I teraz już wiesz dlaczego ci Bóg nie śpiewa. Bóg ci nie śpiewa, bo nie tańczysz! Proste? Nie uprawiasz. Nie cieszysz się. Nie trzęsiesz piórem. To on ci więcej nie śpiewa.

Bo i chrześcijaństwo nie narodziło się do tego, żeby o nim gadać. Nie jest po to, żeby prowadzić dyskusje i debaty. Żeby stać z boku i podziwiać. Żeby doktryny formułować.

Apologetyka? A niech mnie ona w mój blady toporny tyłek pocałuje. Ja chrześcijaństwa nie bronię – to nie skrzynia ze skarbami. Chrześcijaństwo to taniec! I ja chrześcijaństwo tańczę.

Entrégate!

Dlatego też najlepszą radą dla kogoś, kto się właśnie zorientował, że słowa „la rumba no canto mas” Bóg zaśpiewał właśnie do niego, jest fantastyczne słowo z tej samej piosenki:

Entrégate!

No właśnie! Nie mocuj się tak z tą rumbą, nie przeżuwaj jej, nie analizuj, tylko się jej poddaj!

I w zasadzie na tym polega ten cały sekret ludzi takich jak ja, co to bez żadnych szczególnych predyspozycji i talentów, z niemałym zestawem osobistych wad żyją nieprzeciętnym, nienudnym, niebanalnym życiem. Nie przychodzi im do głowy kontaktu z Bogiem kwestionować, kiedy życie jest najeżone charakterystycznymi dla chrześcijan zbiegami okoliczności, które podkreślają realność i skuteczność dwustronnej komunikacji. O bardziej bezpośrednich metodach kontaktu już nawet nie mówię. Nawet i bez nich byłby to cudowny taniec.

Czemu więc Bóg do mnie śpiewa, a do Tomka nie? No bo jak Bóg śpiewa mi to ja tańczę. A jak Bóg śpiewa do Tomka, to on klęczy.

Albo analizuje. Albo rozmyśla. Albo podziwia jak inni tańczą. Nie wiem zresztą co robi. Wiem czego nie robi. Tego co najbardziej istotne: nie tańczy.

Jezus i jego tancerze

Dziwi cię to porównanie? Nie powinno, bo to wszystko widać w definicjach słów, które używamy. Chrześcijanin to ktoś, kto nie tyle formalnie należy do Jezusa, ale jest jego uczniem. W oryginalnym znaczeniu tego słowa, uczeń to ktoś, kto idzie w ślady i naśladuje mistrza. Aktywnie! Problem w tym, że w dzisiejszych czasach uczeń to ktoś, kto uznaje nad sobą formalną władzę autorytetu, ale na tym koniec. Jeżeli nawet uprawia posłuszeństwo, to jest ono przymusowe i bierne. Zazwyczaj robi się to z cichą nadzieją, że autorytet (rodzice, nauczycielka, ksiądz, pracodawca) nie będzie wymagał zbyt dużo i da mu spokój.

A ja nie chcę spokoju! Ja chcę żeby mi Jezus śpiewał tą swoją rumbę. Ja ją chcę tańczyć. Bo lubię jego muzykę, podoba mi się. Ale bardziej niż słuchać lubię się do niej ruszać.

Chrześcijaństwo jest jak kurs tańca: nie możesz oczekiwać, że twoja nauka to zbieranie informacji i uczenie się na pamięć. Przecież nie można zostać tancerzem nie tańcząc! A co gorsza, kiedy ty uparcie nie tańczysz, kiedy nie próbujesz robić nawet tych pierwszych niezdarnych ruchów, kiedy tylko słuchasz muzyki stojąc jak ten kołek i chwaląc grajka brawami, spodziewaj się, że Bóg ci może zaśpiewać: „la rumba no canto mas!

Czy ten Jezus, którego znamy z Biblii wymusiłby na tobie czegoś, czego ewidentnie nie chcesz? Więc po co brnąć w takie udawanie? Jeżeli się zapisałeś do szkoły tańca to albo tańcz albo idź do domu.

Chcesz się nazywać chrześcijaninem czy chcesz być chrześcijaninem?

Trudna rzecz? Może. Ale czy ja wiem? Dla jednego to trudniejsze dla drugiego łatwiejsze. Myślę, że trudność polega tu głównie na tym, żeby się przełamać. Czyli dokładnie tak jak przy tańcu.

Jak tańczyć?

I te same spostrzeżenia, które dotyczą tańca, działają też w chrześcijańskim życiu. Podstawowe mówi: nie myśl tyle o zasadach! Poddaj się to będzie ci łatwiej, a przede wszystkim dużo przyjemniej.

Im więcej wczujesz się w rumbę Jezusa, tym mniej ci się będą kroki mylić. Jak się poddasz porządnie to już nie będziesz myśleć o krokach. Bo to strach w nas, strach przed łamaniem zasad mnoży błędy, niszczy radość i sprawia, że duch się męczy i usycha. Ale kiedy robisz coś z serca to cieszysz się tym co robisz. I kwitniesz. A i zasady są zadowolone przy okazji.

Gdyby tak nie było, przyjście Jezusa nie miałoby sensu. Wystarczyłyby przykazania, przepisy i nakazy ze Starego Testamentu.

Ale nie przesadźmy znowu z tym rumbowym porównaniem: od czegoś trzeba zacząć. I niejeden zaczyna od zera albo jeszcze niżej. Każdy początkujący tancerz, co ma tak sztywny tyłek jak ja, wie dobrze że zasady w nauce tańca są mu potrzebne. Bez nich nie byłby w stanie zacząć, bo żeby zrobić pierwsze kroki musi znać te kąty. Na początku człowiek nie wie która noga jest lewa a która prawa.

Ale nawet najsztywniejszy i najbledszy człowiek potrzebuje precyzyjnych instrukcji tylko na początku. To się szybko zmienia. Z czasem praca polega przede wszystkim nad tym, żeby poczuć muzykę, wyczuć ruch, rozumieć taniec i dać się ponieść.

Ja jestem rumbą życia!

Jezus porównał się kiedyś do chleba. To doskonałe porównanie, ale lepszym na dzisiejsze czasy byłoby porównanie do tańca:

Ja jestem rumbą, wy jesteście tancerzami” – mógłby powiedzieć dzisiejszy Jezus. – „Jak nie cieszycie się tańcem, to ja wam więcej nie śpiewam„.

Albo może tak: „Ja jestem rumbą życia; kto mnie tańczy, nie umrze na wieki, ale przeszedł spod ściany na parkiet„.

Zostawiam was z tym porównaniem i z piosenką Alexa Torresa. A tym, którzy nie słyszą już rumby z nieba, lub nie cieszy ich taniec, powiem od siebie ostatni raz to samo co mówi piosenka:

Entrégate!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *