Humanizm cierpliwie radzi –
w samorozwój wciąż prowadzi.
Owcy mądrość zaś stanowi –
kiedy ufa Pasterzowi.
On przegania wilka z lasu,
On gwarantem jest wypasu.
Widząc kątem oka Jego –
wiem, nie braknie mi niczego.
Bez Niego stado głupieje,
w owczym pędzie – zbaranieje.
Myślę sobie więc nad ranem,
jak być owcą, nie baranem.
Category - Autorzy
Siedzę sztywny, zdrętwiały, oglądam jak ludzie na koncercie skaczą. Oglądam już którąś godzinę swe stare nagrania, gdy żyłem.
Dlaczego życie jest zawsze w przeszłości, nigdy teraz?
„Kiedyś to było.”
„Kiedyś to będzie.”
„Kiedyś” – uniwersalny wyraz dwukierunkowy.
W „Prostych rymach bez estymy”
niekaralność zaświadczymy:
„Kląć czy nie kląć” – to pytanie
większe niż „co na śniadanie?”.
Czym w ogóle jest przekleństwo?
Czy to językowe męstwo?
Czy też sprawa kulturowa,
jakie to są „brzydkie słowa”?
Czy jak człowiek lubi Boga,
to tylko „motyla noga”,
„w mordę jeża „ i „o kurcze”,
albo głoski słowotwórcze
tak, by tylko się nie schamić,
nazwą choroby nie splamić? Czytaj dalej
I zachciało mi się obóz robić. Językowy. Chrześcijański.
Takie rzeczy to nie jest coś, co gwarantuje w życiu święty spokój. A ja lubię święty spokój. A tu ludzie, szkolenia, formalności, procedury. Ośrodek znaleźć, przepisy ogarnąć, pieniądze zebrać, więc zanim w ogóle dojdzie do najtrudniejszej części – znalezienia w ogóle chętnych – to już dawno się ta ciuchcia wykolei.
Myślę sobie więc: ja mam całkiem dobrą wizję, ale to musi mieć Bóg w tym interes. Nic tu nie poradzę. Tu musi nastąpić seria zbiegów okoliczności. Więc albo cudem, albo wcale.
Pada hasło: „do modlitwy!”
w sensie quasi-narodowym.
Zrywają się jak rybitwy
w słynnym locie swym nurkowym,
jak meduza na wybojach,
na baczność lub na kolana,
lemingi po dwóch podbojach
spóźnieni do pracy z rana –
Czytaj dalej
Piszę ten tekst, bo mi się ostatnio przypomniało, że dawno temu się gospelowałem. I jednego razu nasz zespół miał zaplanowany koncert w miejscowości o nazwie Zimna Woda (nie żartuję, naprawdę taka istnieje). To było na jakimś festynie, przygotowali scenę na otwartym powietrzu. No i przyjechaliśmy śpiewać. I lunęło, jakby ktoś na nas mokrą ścierę wykręcał. No i staliśmy na tej scenie i śpiewaliśmy – w zimnej wodzie.
Byłeś głodny, a nie nakarmiłem cię.
Byłeś spragniony, a nie dałem ci pić.
Byłeś samotny, a nie pocieszyłem cię.
Byłeś nagi, a nie ubrałem cię.
Byłeś chory i w więzieniu, a nie odwiedziłem cię.
Przyjacielu, przepraszam.
Ile jeszcze zaniechań zniesie nasza przyjaźń?
To była jedna z tych nierzadkich chwil, kiedy myłem zęby i zadałem sobie to pytanie. Bo spójrzmy prawdzie w oczy, moje życie nie jest zbyt romantyczne. Pracuję w firmie produkującej beton. A przecież jest tyle ciekawszych produktów. Lizaki w kształcie serca, różowe baloniki, albo miętowe peniski w czekoladzie.
Pod koniec aktu stworzenia
pełen dumnego westchnienia
spojrzał Pan wprost na Adama,
gdy już mu obeschła rama
i myśl go zaczęła trawić:
„Mogę jeszcze to poprawić!
Co udane z wersji beta
wstawię. Wyjdzie mi kobieta!”
Lubię te momenty ciszy
tuż przed pierwszym megahercem,
kiedy tylko Bóg mnie słyszy,
gdy brzmienie filtruję sercem…
Lubię szum przedkoncertowy
ten, co skronie koronuje,
choć znajomy, to wciąż nowy,
natchnienia synchronizuje…
Normalny człowiek zrobi wszystko, żeby tylko uniknąć w życiu porażki.
I nic dziwnego.
Smak porażki jest tak wstrętny, a uczucie tak upokarzające, że prędzej człowiek zrezygnuje ze wszystkich sukcesów, byle tylko uniknąć poczucia przegranej – świadomości, że nie wyszło, że żal, litość, beznadzieja.
Ludzie tacy już są. Strach przed porażką jest bardziej przekonujący niż nadzieja na sukces. Ale nigdy przepaść nie była aż tak ogromna jak w epoce elektronicznych mediów kieszonkowych.