I widziałem niebo

Covid karą za grzechy

Średniowiecze różni się od dzisiejszych czasów tym, że wtedy każdy by sobie zadawał pytanie: czy zaraza jest karą od Boga za grzechy, a dziś każdy zadaje sobie pytanie: kiedy rząd pozwoli mi żyć?

Witamy w Średniowieczu

Dziś mamy takie neo-średniowiecze, bo jednak scenografia się zmieniła. Samochody nie srają po ulicach i nie trzeba iść na rynek, żeby z ludźmi pogadać.

Jedna różnica jest istotna: religia się zmieniła. Kiedyś funkcjonowało na zasadzie król+kościół, a dziś funkcjonuje na zasadzie państwo+nauka. Przy czym ani kościół, ani nauka, ani państwo nie są tym, za co się podają. Co do króla to nie wiem, nie znam się na królach. Ale jeżeli oceniać czy mamy czasy oświecenia czy raczej średniowiecza, to nie mam wątpliwości.

Jeżeli nie wierzysz, wyjrzyj za okno. Widzisz tam coś niezwykłego? Słyszysz jakieś hałasy? Ktoś krzyczy coś o wolności i prawach człowieka? Ktoś przypomina, że zasady nauki polegają na kwestionowaniu wszystkiego i unikaniu emocji, bo prowadzą do błędów? Nie wiem jak u ciebie, ale u mnie spokój. Cementarzem zalatuje. Nikt się nie buntuje.

A jeżeli już czasem bunt się zdarzy, to jest posłusznie zarejestrowany we wszystkich urzędach i buntownicy przychodzą o podanej godzinie, wszyscy w czarodziejskich maseczkach, a na koniec grzecznie odchodzą.

Tak bardzo mają wbite w głowe posłuszeństwo do Władzy i Religii.

I tak właśnie powinno być w średniowieczu: pełna uległość. Histeryczna wiara w przesądy. Rządy oparte na strachu przed czarodziejskim złem i nadzieją na czarodziejski ratunek. Powszechny brak samodzielnego, racjonalnego myślenia, i głębokie przekonanie, że i książę i kapłan są nieomylni a ich opinia ma wagę wyroczni bożej.

To może jednak kara?

Dlatego nie dziwi mnie aż tak bardzo, że hasło „covid karą od Boga za grzechy” nie stało się w ogóle popularne. Bo pamiętajcie: we współczesnym średniowieczu bogiem nie jest już Bóg, a jego kapłanem nie jest już Ksiądz. Teraz bogiem jest Nauka a kapłanem jest Ekspert. Stosunek ludzi do tej nowej emanacji religii jest taki sam jak był, ale inne są dogmaty wiary.

Świat jednak istnieje, drzewa rosną, fotosynteza zachodzi, serce bije. Jeżeli więc jest jednak Bóg, który za projekt tego świata odpowiada, to co ten Bóg może sobie teraz myśleć? Może jest jakaś szansa, że covid faktycznie jest karą?

Teoria kar boskich według katolików

Religijni ludzie w Polsce mają ciekawe obsesje. Dwie najpopularniejsze to aborcja i homoseksualizm i wg światopoglądu głęboko-kościelnego Polaka, nie ma i nigdy nie było gorszych grzechów na tym świecie. Jeżeli więc cokolwiek złego się przydarzy, to natychmiast nasuwa się wyjaśnienie, że owo zło jest karą za aborcję i homoseksualizm. Bo za cóżby innego?

Tak było z AIDS. Z racji tego, że homoseksualiści umierali na AIDS częściej, przyjęło się jako coś oczywistego, że Bóg wykazał się sprawiedliwością. Przez lata karał ludzi zupełnie normatywnych wojnami, okupacją, głodem, inflacją i religijni ludzie drapali się w głowę i modlili się żarliwie „kiedy wreszcie przyjdzie czas na tych grzesznych pedałów”? I oto przyszedł AIDS. Fala radości przelała się przez świat chrześcijański.

Ale covid? Coś tu nie pasuje. Po pierwsze wirus w formie strasznej owszem, istnieje, ale prawie wyłącznie w telewizji i domach starców. Święte obrazki z ciężarówkami z Włoch, z przerażeniem powtarzana modlitwa: „chcesz żeby było jak we Włoszech” – w rzeczywistości okazały się twórczą fikcją mediów. Cała reszta przechodzi go jak grypę, więcej niż połowa w ogóle nie ma objawów. Więc co to za kara?

W dodatku nowy wirus dotyka ludzi starszych, chorych i osłabionych. Coś tu się nie zgadza. Brzmi jak podstawowy segment słuchaczy Radia Maryja. Tak świętych ludzi, co się szokują na samą myśl o aborcji i nieheteronormatywności Bóg by karał? Ale za co! Przecież nie ma innych grzechów! Tak jak nie ma innych chorób. Jest tylko aborcja, homoseksualizm i covid. I nic więcej.

Prawdziwa kara za prawdziwy grzech

Jeżeli jednak odważysz się zignorować oderwane od rzeczywistości media i rozejrzysz się uważniej po dzisiejszym świecie, to zauważysz, że większość cierpienia, biedy, chorób i nadprogramowych nieszczęść w ostatnim roku nie było wcale wynikiem efektów wirusa. Firmy nie dlatego przecież nie działają, bo pracownicy poumierali albo leżą w łóżkach. Nie dlatego ludzie tracą oszczędności bo dwutygodniowy okropny kaszel sprawił, że wydali tysiące na syrop i tabletki.

Nie, to restrykcje. To destrukcyjne przepisy, które rządy ponarzucały siłą. To jest prawdziwe źródło zła. Brak pracy, spotkań, rozrywek, przyjaciół, ruchu zrobił już teraz daleko większe spustoszenie niż zrobiłby pozostawiony luzem nowy wirus, ale prawdziwe skutki dopiero przecież przyjdą.

Nie jest to żadna teoria, przypuszczenie ani foliarstwo. Widziałem dane i wykresy, które pokazują, że ani prześladowanie ludzi za to, że nie zasłaniają twarzy ani też zamykanie firm i sklepów nie miało żadnego wpływu na ilość odnotowanych zgonów z powodu wirusa. Widziałem też badania instytycji naukowych z obliczeniami statystycznymi wpływu zastrzonych restrykcji na poziom zakażeń. Wpływ był minimalny albo żaden. W niewielu miejscach na tej planecie rząd odważył się postawić generalnej presji i nie skorzystać z okazji, żeby prześladować ludzi dla ich własnego dobra. Ale dobre i te przypadki, bo te wszystkie dane pokazały ponad wszelką wątpliwość, że restrykcje są daleko gorszą karą od Boga niż sam covid-19.

Karą? Od Boga? Ale za co miałby Bóg karać?

Otóż wbrew powszechnemu przekonaniu, że Bóg z Biblii jest mściwym sadystą, ja tego tam nie wyczytałem. Ani nie doświadczyłem tego przez 25 ostatnich lat życia w zażyłości z nim. Oba moje źródła – Biblia i życie – mówią zgodnie co innego: że Bóg robi wszystko, żeby nie karać.

„Nawróćcie się do Pana, swojego Boga, gdyż On jest łaskawy i miłosierny, nierychły do gniewu i pełen litości, i żal mu karania!”
– Prorok Joel

„Powiedz im: Jakom żyw – mówi Wszechmocny Pan – nie mam upodobania w śmierci bezbożnego, a raczej, by się bezbożny odwrócił od swojej drogi, a żył. Zawróćcie, zawróćcie ze swoich złych dróg! Dlaczego macie umrzeć, domu izraelski?”
– Prorok Ezechiel

Kazał mówić, no to wam mówię: Bogu się do karania wcale nie spieszy. Bóg ma inne priorytety.

Karać? Ale za co?

Jeżeli więc mamy teraz coraz bardziej pod górę, to może to faktycznie być interwencja Boga. Ale na pewno nie jest to kara w takim rozumieniu typowo kościelnym: karanie żeby się zemścić.

Podstawowym pytaniem w takich sytuacjach, pytaniem, które powinno być zawsze pierwsze, a w rzeczywistości prawie nigdy się w ogóle nie pojawia, powinno być: za co?!

I oto mamy przedziwne zjawisko: nikt nie chce głośno zadać takiego pytania.

Ludzkość neo-średniowieczna wpadła w przedziwny rodzaj schizofrenii: z jednej strony z zachwytem wierzy we własną moc, mądrość i możliwości z drugiej strony zachowuje się jakby była winna. Człowiek współczesny chodzi z głową skierowaną w dół. Patrzy w chodnik, patrzy w komórkę, patrzy w telewizor. Patrzy wszędzie, byle nie w lustro. I nigdy z poczuciem swojej godności, wolności, dumnego prawa do życia po swojemu.

Z jednej strony człowiek wierzy bezwzględnie, że państwo zapewni mu bogactwo, że lekarz ze wszystkiego wyleczy, że naukowiec wszystko wie. Że tacy wielcy i wspaniali są ludzie. Ale z drugiej kiedy ci sami wielcy ludzie przyjdą odebrać temu człowiekowi wolność, własność i postraszyć go byle wirusem, to biedaczek natychmiast zakłada kaganiec na twarz i robi co każą. I już nie uważa, że on, człowiek to ktoś wielki i ważny. Jako jednostka jest robakiem, ale jako część zbiorowości jest wielki, mądry i nieomylny.

Ta wiara we wszechmoc człowieka rozśmiesza Boga z pewnością, skoro nawet rozśmiesza to mnie. Ale praktycznym objawem tego samozachwytu jest magiczna wiara w boskość państwa, a to już nie jest śmieszne.

To jest niebezpieczne. Jak bardzo, pokazały wszelkie potworności XX wieku, kiedy to ludzkość wymyśliła państwa totalitarne i przekazała im prawo do realizowania swoich urojeń w praktyce. To zagrożenie nigdy nie minęło. O czym ostrzegał Herling-Grudziński we wstępie do książki „Inny świat”. A dziś widzimy na własne oczy narodziny totalitaryzmu i chyba nawet sami ojcowie są zszokowani tym jak łatwo im poszło. Udało się zakneblować i zamknąć cały kraj w więzieniu, zupełnie dosłownie. Nawet udało się zmienić niezależnych przedsiębiorców w uległych żebraków.

Nie bez powodu to pierwsze przykazanie z dziesięciu najważniejszych brzmi: „nie będziesz miał innych bogów poza mną”. My myślimy, że Bóg o tych innych bogach to tak z własnych egoistycznych powodów. Jak chce to może, ma prawo, więc niech mu tam będzie. Ale mi cos bardziej pasuje do charakteru Boga, że raczej to nas chce chronić przed zrobieniem czegoś ekstremalnie głupiego: przez uwierzeniem, że państwo, ta zbiorowa emanacja wspaniałości człowieka, zasługuje na boskie traktowanie.

Jak chcecie, panowie ludzie i panie ludzianki. Ale ja wam mówię, że to się źle skończy. I chcę, żeby to było napisane, kiedy ktoś przeczyta ten tekst po latach. Dziś, 8 lutego 2021 to pisałem ja, baron Martin Lechowicz, będąc chorym na mordercze przeziębienie zresztą.

Sprawiedliwość jest fundamentem

Bóg ma czarny PR w internecie, to wiemy. Ale na czym oparty jest ten PR? Na pewno nie na Biblii i nie na doświadczeniu. Bóg nie wyżywa się na ludziach. Bóg uprawia sprawiedliwość. W celach, między innymi, wychowawczych.

Sprawiedliwość jest jedynym antidotum na naszą własną ludzką słabość, głupotę i strach, na to wszystko co wyzwala w miłych, zwyczajnych ludziach zadziwiające pokłady zła. Sprawiedliwość daje nam możliwość zmiany na lepsze. Pozwala stuknąć się w czoło i ochłoność z samozachwytu i upartego brnięcia w samodestrukcję. Bez konsekwencji i sprawiedliwości ludzie się degenerują. Trwa w nich powolny proces psucia się.

I ja myślę, że ludzkość w roku 2021 jest już bardzo, bardzo zepsuta.

Moja babcia nic nie wiedziała o takich sprawach, ale wyczuwała je i umiała określić po swojemu:

„Od tego dobrobytu to się ludziom w dupach poprzewracało”
– Babcia

co z nami będzie?

Nie wiem co będzie, ale słabo to wygląda.

Prawdziwy kataklizm dopiero nadchodzi i jest jasne, że będzie natury finansowej. Fala jest jeszcze daleko a ludzie są teraz zajęci zabawą w pandemię, więc nikt nie zauważa co się dzieje. Ale ten kto wie, gdzie patrzeć, ten widzi już na horyzoncie i nie może uwierzyć własnym oczom. Nie dziwię się wcale, że tak wiele osób doszukuje się spisków o jakichś „resetach” – bo naprawdę nie mieści się w głowie, że tyle ludzi na tak wysokich pozycjach w społeczeństwie mogło okazać się aż głupi, bezmyśli i nieodpowiedzialni.

O, ja wierzę. Ale ja mam inną perspektywę.

Wielka, mądra ludzkość zachwycona sama sobą uwierzyła, że żadne konsekwencje już jej nie dotyczą. Zignorowała całą swoją historię, zignorowała mądrość płynącą z błędów i cierpień poprzednich pokoleń. Zignorowała na koniec matematykę, fakty i dane i zamieniła naukę w religijne wyznawanie nauki.

Przyszło małe, ale bolesne ostrzeżenie z 2008 roku. Każdy miał okazję zrozumieć, spokornieć, otrzeźwieć. Wydarzenie jakby żywcem z Biblii wyjąć, dokładnie pasuje do modus operandi Boga. Ale na dłuższą metę nic to nie dało.

Nie będzie już więcej ostrzeżeń, bo czas przyspieszył i bogate, bezpieczne życie jakie znamy, pod opieką naszego fałszywego boga, kończy się na naszych oczach. Ze wszystkich stron słychać teraz „będzie dobrze, trzeba tylko poczekać” i my w to chcemy wierzyć. Mimo, że rozum podpowiada nam przecież, że wirus nigdy przecież nie zniknie. Mimo, że rządy wszystkich krajów co dwa tygodnie zmieniają zdanie i łamią własne obietnice. Mimo, że dług we wszystkich sferach życia urósł do potwornych rozmiarów i nie trzeba być biegłym w matematyce, żeby wiedzieć, że nie da się tego spłacić.

O tak, świat będzie z pewnością inny. I nie będziemy się cieszyć z tej zmiany.

Czy mogłoby się to wszystko dziać bez udziału Boga? Nie według Biblii. Bo zacytuję proroka Amosa:

„Czy idzie dwóch razem, jeżeli się nie umówili? Czy ryczy lew w lesie, jeżeli nie ma łupu? Czy odskoczy sidło od ziemi, jeżeli nic nie złapało? Czy nie lęka się lud, gdy w mieście zabrzmi trąba? Czy zdarza się w mieście nieszczęście, którego by Pan nie wywołał?”

Więc jeżeli ktoś czeka na karę, to musi być jeszcze trochę cierpliwy.

To co robić?

W międzyczasie zamiast patrzeć na wielkie rzeczy, które dzieją się w wielkim świecie (one się zdarzą i bez naszego patrzenia), skupiłbym się raczej na tych karach, nagrodach i interwencjach wychowywczych, które Bóg serwuje w indywidualnym, prywatnym życiu człowieka.

Bo czy nie lepiej będzie żyć w świecie ogarniętym szaleństwem, mając zdrowy umysł, spokój w duszy, dobrych przyjaciół i wierną żonę? Bo można sobie gadać o Bogu, świecie i wirusach, ale przecież o wiele ważniejsze dla każdego jest to, że ma się do kogo przytulić idąc spać. I to, że lubi posiedzieć sam w ciszy, że nie musi się rzucać w nałogi, żeby zagłuszyć pustkę życia ani brać leków na depresję, żeby wstać z łóżka.

Bo Bóg to ojciec o twardej ręce, a owszem. Ale ojciec dobry. Ma swój cel, i jego celem jest właśnie to, żebyśmy byli najlepszą wersją siebie i byli szczęśliwi. Ale również zachowali przy tym indywidualność i wolność! O, panie kochany, to nie jest łatwe. Wyzwanie godne Boga! Trudno, sam chciał. Niech się teraz męczy.

Ode mnie hejtu nie dostanie. Ja go doceniam. Bo rozumiem, że prawdziwy świat jest trudny, a łatwy się wydaje tylko temu, kto nic nie robi, nigdzie nie był, nic nie widział i niczego nie zna.

Generalnie uważam, że Bóg robi dobrą robotę. No ja bym na pewno nie zrobił tego lepiej.

8 komentarzy

  • „Religijni ludzie w Polsce mają ciekawe obsesje. Dwie najpopularniejsze to aborcja i homoseksualizm i wg światopoglądu głęboko-kościelnego Polaka, nie ma i nigdy nie było gorszych grzechów na tym świecie. Jeżeli więc cokolwiek złego się przydarzy, to natychmiast nasuwa się wyjaśnienie, że owo zło jest karą za aborcję i homoseksualizm. Bo za cóżby innego?”
    Zapomniałeś jeszcze o masturbacji, czyli największym z grzechów ;-). Z resztą jak najbardziej się zgadzam.

  • „Czy mogłoby się to wszystko dziać bez udziału Boga?” – A co by się działo bez udziału Boga? Czy głupota i strach wzrastałyby bez konsekwencji jak wrzód, dopóki nie zajęłyby całego wszechświata? Czy chodzilibyśmy na czterech kończynach i porozumiewali się chrząknięciami, a świat wyglądałby wciąż tak samo? Jeżeli społeczeństwo jest spróchniałe, wcześniej czy później przyjdzie coś, co położy je na łopatki. To jest nieuniknione, nieważne czy Bóg istnieje czy nie.

    • Niejasno to napisałem. Mi chodziło raczej o to, czy jest możliwe, że Bóg nie maczał palców w wydarzeniach. Według Biblii nie ma takiej opcji. Bóg panuje nad tym co się dzieje.

      Bez mieszania Boga w zupie też by świat dalej trwał, oczywiście, i konsekwencje naturalnie by przychodziły. Nigdy się nie dowiemy co by było gdyby.

      Ale podrzucę taki wzór z życia ludzi do zastanowienia: w USA-a przeprowadzono badania, które miały pokazać jak obecność lub nieobecność ojca w domu wpływa na losy chłopaka. Wyszło, że zależność jest szokująco mocna. Chłopcy i dziewczyny wychowywani bez ojca (to większość wśród czarnoskórych rodzin) mają 4 razy większą szansę zostać bezdomnym, 7 razy zajść w ciążę przed 20 rokiem życia, większą szansę trafić do więzienia i tak dalej.

      Mam wrażenie, że gdyby Bóg przestał być ojcem ludzkości i przestał zza zasłony robić co się da, żeby wychowywać, to byłyby właśnie tego typu efekty.

      Tak, wiem, ludzkość twierdzi, że sama się dorobiła wszystkiego i Bogu absolutnie nic nie zawdzięcza. Tak samo uważają poszczególni ludzie, kiedy oceniają swoje życie. No ja mam inne zdanie na ten temat.

  • Martinie, na początku chciałbym napisać że bardzo szanuje całą twoją twórczość, i piszę to zupełnie szczerze, ponieważ pamiętam jak kiedyś słuchałem kilku audycji z serii „Izba wytrzeźwień”. Żeby mój komentarz nie był zbyt długi, od razu wspomnę też, że moja wiara jest niestety specyficzna. Staram się żyć i postępować w życiu słusznie, pomagać innym i po prostu być dobrym człowiekiem, bardzo mocno wierzę w karmę dlatego szczególnie uważam na to co robię bo wiem że jeżeli zrobię coś złego, to i tak prędzej czy później karma wróci. Do moich zainteresowań należy astronomia. Chodzę do kościoła, wierzę w Boga, bo jakiś stwórca musi być, ale wiedząc jakie „sekrety” kryje w sobie kosmos, czyli ile ma milionów galaktyk, ile miliardów planet, jak przerażające są czarne dziury, kwazary, kosmos i jego zagadki są tak przerażające, że ciężko mi uwierzyć że to jest wszystko takie proste, że prawdziwym Bogiem jest Bóg chrześcijański, że faktycznie jak pożyje sobie dajmy na to 70 lat i będę przez ten okres czasu dobrym człowiekiem itp to faktycznie trafię na wieczność do nieba i mam już całą wieczność ustawioną w szczęściu, w sensie to wszystko wydaje mi się kuriozalnie wysoką nagrodą. Mimo że traktuje innych tak jak sam bym chciał być traktowany i staram się żyć w harmonii, to niestety bliżej mi do czegoś w rodzaju reinkarnacji, może nawet ponownego życia, bo w wieku starczym wiele osób marzy o ponownej młodości, żeby znów być młodym, zdrowym i w pełni sił. Ciężko mi zaakceptować że Bóg mógłby zaoferować wieczność w szczęściu, w sensie ta „nagroda” po śmierci wydaje mi się naprawdę zbyt wielka, to dużo więcej niż sam bym mógł oczekiwać i chcieć, nie wiem czy bym zasługiwał na aż tyle, nawet jeżeli faktycznie przez całe życie bym był naprawdę dobrym człowiekiem. Mam nadzieje że kiedyś moja wiara się umocni jeżeli chodzi o chrześcijaństwo, obecnie jestem na takim etapie że wierzę że jest stwórca, Bóg, ale że niewiele tak naprawdę o nim wiem. Czułem się w obowiązku żeby napisać swoje przemyślenia, bardzo szanuje twoją wiarę, szanuje wszystkich ludzi wierzących, chciałem jednak napisać to co mi od wielu lat w głowie „lata”, a komu w zasadzie tego chyba nigdy nie mówiłem.

    Wracając do artykułu, nie do końca jestem przekonany czy Bóg miał wpływ na Covid. Odważę się napisać, że moim zdaniem to co się stało, to po prostu wina ludzi. Może od początku – tak jak napisałeś, covid nie jest jakiś nie wiadomo jak straszny, to coś podobnego do grypy. Znam kilka osób młodych które przechorowały tego wirusa, faktycznie straciły węch na 2 tygodnie i mówią że to mocniejsze niż grypa, ale ja i tak mam jakieś wątpliwości co do tej choroby. Wiadomo że jest to jakaś nowa choroba wirusowa, ale nie jest aż tak straszna jak się okazało, idąc do sklepu nie mijamy po drodze ciał zmarłych na covid bo np tyle jest ofiar że nie ma kto się zająć ciałami. I teraz lecimy dalej – pewnie każdy z nas, nawet przed epidemią, znał osoby które bardzo panikowały gdy słyszały o chorobach. Typu np ktoś powiedział że jest chory to druga osoba od razu szybko uciekała, jakoś dziwnie się zachowywała „zapobiegawczo” i tak dalej. Niestety dosyć dużo było panikarzy, więcej niż moglibyśmy się spodziewać, jak pokazały obecne czasy. No i teraz lecimy dalej, pojawia się wirus, i media stwierdziły że w sumie spoko, trzeba zarabiać, no to trzeba trochę postraszyć ludzi tym wirusem. No i się zaczęło, w mediach informacja że trupy, ogromna zaraza, słynne artykuły z tymi ciężarówkami z ciałami we Włoszech że nie nadążają krematoria. Osoby które już wcześniej panikowały o chorobach to teraz już całkiem zwariowały, maski zaczęły zakładać jako pierwsze. Media w tym czasie były w siódmym niebie bo wybuchło zainteresowanie na tematy covidowskie więc kasa się zgadzała. Panikarze oszaleli i straszyli ludzi. Kraje też do końca nie wiedziały co robić bo „media” zrobiły swoje, więc pojawiły się lockdowny, nie tylko u nas ale w sumie prawie na całym świecie – no bo wiadomo, wszędzie trąbiły media o trupach i nakręcały temat, panikarze zwariowali, zwykli ludzie też zaczynali się bać, wszystko jakoś samo się już dalej kołem potoczyło. Dopiero teraz, gdy już wiemy że ten wirus nie jest taki straszny jak myślano, ludzie są zawiedzeni, Państwa powoli zaczynają się otwierać, a wiele ludzi ma po prostu dość, zaczęły się pojawiać różne teorie spiskowe które ludzie lubią itp, jest to też nauczka na przyszłość to znaczy myślę że jeżeli przykładowo za 2 lata wybuchnie kolejny wirus, to już żadna sytuacja tak jak teraz się nie powtórzy z tymi lockdownami.
    Gdyby ludzie byli „lepsi” i inaczej myśleli, bardziej pozytywnie, sytuacja taka by nie miała miejsca, a dlaczego? Bo gdyby ludzie byli mniej strachliwi, to pewnie ten „covid” by był, ale niewiele osób by o nim słyszało. Ostatnio sobie zdałem sprawę, że gdyby nie media, maski itp, to tak naprawdę bym nie wiedział że był w ogóle taki wirus, jak i pewnie masa osób. Niestety im bardziej kraj totalitarny, tym lepiej sobie radził z wirusem. Podobno w Chinach wirus został już „pokonany” i ludzie żyją tam normalnie, spotykają się, koncertują, Państwo zarabia kupę pieniędzy na produkcji np elektroniki na którą jest teraz ogromne zapotrzebowanie i wygląda na to że „wygrali”, a niestety ciężko mi sobie wyobrazić większe totalitarne, może nawet cyberpunkowe Państwo, tam człowiek jest w całości podporządkowany rządowi, nawet mają tam coś takiego że jesteś oflagowany kolorem pod względem zagrożenia covidem i musisz się elektronicznie „legitymować” przed wejściem gdzieś do wybranych budynków czy środków transportu.

    Byłbym wdzięczny gdybyś przybliżył temat fali kataklizmu finansowej która się zbliża. Niestety nie jestem biegły w temacie długu publicznego, ale bardzo mnie zaciekawiło to co napisałeś, że tego nie da się już spłacić. Przez covid finansowo ucierpiały prawie wszystkie Państwa (największe ofiary to chyba m.in Włochy, Hiszpania) z małymi wyjątkami jak właśnie Chiny, ale ciekawi mnie co to dokładnie może oznaczać w przyszłości, nie bardzo wiem co miałeś na myśli. Państwa na świecie w jakiś sposób „zbankrutują”?

    Serdecznie Pozdrawiam,
    Michał

  • ”Bo Bóg to ojciec o twardej ręce, a owszem. Ale ojciec dobry. Ma swój cel, i jego celem jest właśnie to, żebyśmy byli najlepszą wersją siebie i byli szczęśliwi. ”

    A to akurat nie prawda, bynajmniej u mnie. U mnie od wielu lat mimo pracy nad sobą i modlitwach niemal błagalnych o interwencje posunąłem się nie wiele w stawaniu się lepszą wersją samego siebie, a niektóre dolegliwości psychiczne towarzyszą mi nieustannie. Być może ktoś ma inne doświadczenia, ja mam takie.

    Ale tekst ogólnie świetny! pozdro

  • „Święte obrazki z ciężarówkami z Włoch, z przerażeniem powtarzana modlitwa: „chcesz żeby było jak we Włoszech” – w rzeczywistości okazały się twórczą fikcją mediów. ”
    No właśnie, jak to było z tymi Włochami? Bo to jest argument, który pada przy każdej rozmowie: „A widziałeś, co było we Włoszech!”. Co tam się naprawdę stało, skąd te ciężarówki z telewizji?

    • We Włoszech w marcu 2020 było duże ognisko zakażeń w Lombardii, zwłaszcza w Bergamo. Dlaczego akurat tam? Bo tam brudne powietrze i dużo staruszków, więc nic specjalnie dziwnego.

      W materiałach prasowych znalazłem informacje, że średnia wieku ludzi, którzy umarli a wykryto u nich COVID wynosiła 81 lat, a 98% było chorych na co innego. Więc generalnie trudno tu mówić o czymś niezwykłym, że chory na płuca 81-latek w mieście słynącym ze złej jakoś powietrza umarł na choroby związane z płucami.

      Sęk w tym, że nikt nie sprawdzał takich informacji, bo nikt nie miał w tym interesu, a ludzie patrzyli po prostu na zdjęcia.

      A dwa głównie zdjęcia poszły w świat z tamtych wydarzeń i do dzisiaj krążą w wyobraźni: fałszywe i prawdziwe.

      Fałszywe były trumny: https://fakenews.pl/spoleczenstwo/nie-to-nie-sa-trumny-w-kosciele-w-bergamo/
      Prawdziwy był za to transport zwłok do kremacji:
      https://fakenews.pl/spoleczenstwo/tak-te-pojazdy-wojskowe-wywoza-trumny-z-bergamo/

      Każdy kto chce spędzić czas i poszukać o co tu chodzi, znajdzie informacje o tym, że w tym rejonie zawsze był problem z wydajnością krematoriów. Jest ich zwyczajnie za mało, a w tym rejonie zawsze był problem z chorobami płuc u starszych. I co roku o „grypowej porze roku” na usługę trzeba było czekać, jak doczytałem.

      Ale w roku 2020 istniejący już wcześniej problem przedstawiono jako coś zupełnie nowego, żeby zrobić dodatkową sensację i postraszyć trochę ludzi. Normalnie te zwłoki czekały w kolejkach, ale tym razem ktoś zdecydował, że zakażone zwłoki to może jednak nie powinny czekać (w sumie słusznie) i zorganizował widowiskowy transport do innych krematoriów. Oczywiście pozapraszał prasę, żeby narobiła zdjęć.

      Trumien było kilkadziesiąt, więc znowu nie jakaś szokująca liczba. A praktycznie wszyscy zmarli byli starzy i chorzy. Czyli generalnie wszystko jak co roku. Było gorzej niż zazwyczaj, ale różnica była na tyle nieduża, że nie usprawiedliwiała to paniki. Większy problem był w tym, że Włochy to nie jest dobrze zorganizowany kraj, a koszmarne zaniedbania, które wychodziły na światło dzienne, lepiej było zwalić na straszliwy COVID. Wtedy nikt nie zada pytania: „a jak właściwie działają u was te szpitale i wszystko”.

      W Polsce zostały w świadomości tylko te dwa zdjęcia i głębokie przekonanie, że działa się tam jakaś niezwykła katastrofa i strach się bać. Jak zapytać o szczegóły, okazuje się, że nikt nie wie. Tylko się tych trumien tak wystraszył.

      Gdyby to nie miało takich strasznych globalnych konsekwencji, to by było nawet może i śmieszne. Ale Włochy już wcześniej były pierwsze w kolejce do bankructwa zaraz za Grecją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *