Hej!
Czy wy też tak czasem macie, że nachodzi was potrzeba robić dla Boga wielkie rzeczy? Pełnometrażowe misje i wielkoformatowe akcje? Na miarę biblijnych sensacji z Dziejów Apostolskich? Jak się człowiek tu i ówdzie wczyta, a potem w jutubach porozgląda i charyzmatyków nasłucha… to też by się coś chciało.
A u mnie jakoś mało… Żeby choć jak ziarnko gorczycy… Więc po akapicie prozy lecę z wierszykiem. Odwrotnie niż dotychczas, bo będzie właśnie o tym, jak to u Boga dużo spraw jest dokładnie poprzekręcanych.
Czas jest bliski, żniwo wielkie ,
robotnicy się sprężają.
Kosy tną przy samej ziemi,
siódme poty ją zlewają.
Każdy chce wyrobić normę,
wielkiej sprawy być trybikiem,
Co w łapance po dusz rzędy
jest skutecznym zawodnikiem.
„Panie, weź mi zleć robotę
i błogosław mojej pracy!
Daj mi głosić! Niechaj tłumnie
nawracają się rodacy!
Twym narzędziem moje serce,
moja ręka, moja noga!
Oddam nerkę, szpik roztrwonię,
każda trwoga jest dla Boga!
Zniosę wszystkich prześladowców,
niech bezczeszczą mnie sromotnie!”
Wszystko fajnie… lecz u Boga
wszystko często jest odwrotnie.
Jak w kolejce po zlecenie
czujnie tkwisz na swojej grzędzie,
to przypomnij sobie werset,
że pierwszy ostatnim będzie .
Gdy poświęcasz swoje życie,
to masz zyski a nie straty.
W oczach innych będąc biednym,
w sercu jesteś przebogaty.
On królami robił ludzi,
których rodzina sprzedała.
On zamieniał prostytutki
w strażniczki swojego ciała.
Więc kto duży – ten niech służy,
skromnej pracy się nie wstydzi.
Bo gdy Pan swym okiem zerka
w małych rzeczach wielkie widzi.
Karolina, przeczytałem i się zachwyciłem! Pozdrawiam 🙂
Mnie też Bóg zachwyca. I też pozdrawiam!
Wiersz bezwzględnie do nauczenia się na pamięć 😀 bo tych drobnych rzeczy nauczyć się jest najtrudniej. Mówię z własnego doświadczenia. 😀 Wiersz jest super.