Syndrom Entera

Zdarza mi się dość często, że napiszę coś – czy to notkę, czy to wiadomość do kogoś – i zastanawiam się długo, czy wysłać. Wcisnąć ten Enter, czy nie? Czasem bawię się guzikiem, wciskając „Wyślij”, ale zaraz przesuwam kursor poza pole guzika i tam puszczam przycisk myszki, tak że wiadomość się nie wysyła.

Rzadko zdarza się, że odpuszczę i nie wyślę. Tym razem też nie odpuściłem.

Historia była taka. Zostałem poproszony, aby zająć się oprawą graficzną do złotych myśli, które codziennie są publikowane na Facebooku kościoła. Zgodziłem się, ale miałem obawy co zrobię, gdy te myśli okażą się nie takie złote. Pomyślałem: „Zachowam się profesjonalnie i zrobię grafikę nawet do najgłupszych frazesów”. Uznałem to za słuszne, godne i sprawiedliwe aby tak postąpić.

Jednak życie, jak to życie, wypróbowuje takie postanowienia. Napisała do mnie osoba odpowiedzialna za teksty. Przysłała mi nowe motto.

Gdy to przeczytałem, zmartwiłem się bardzo, bo wiedziałem, że przyszedł czas próby. Pomyślałem: „Nie mogą być takie bzdury na Facebooku”. Czułem się współtwórcą. Czułem, że podpisuję się pod tymi tekstami.

Wdałem się w dyskusję. Zrobiłem wszystko to, czego zrobić nie chciałem, łącznie z rzuceniem propozycji jak zmienić tekst, aby lepiej brzmiał.

Ta historia to dla mnie pretekst, aby napisać tu jedną ważną radę. Jedno kluczowe pytanie, które dobrze jest sobie zadać, gdy ma się syndrom Entera:

„Czy uważam, że to, co zamierzam zrobić jest słuszne?”

To jest to pytanie, do którego doszedłem właśnie teraz. Po latach przeżywania podobnych sytuacji. Pytanie, którego sobie nie zadałem, bo miałem masę innych kryteriów.

W tym wypadku pytanie nie brzmiałoby: Czy ten tekst jest dobry? Pytanie brzmiałoby: Czy podważanie decyzji kierownika przez pracownika jest słuszne?

Odpowiedź brzmiałaby: Nie, nie jest słuszne.

I koniec tematu.

Mam jeszcze jedno przemyślenie. Otóż takie sytuacje zdarzają się dość często. To nie jest pierwszy raz, gdy postanawiam coś, a potem życie sprawdza, na ile mi na tym zależy.

Nie włożyłem jeszcze w to Boga. Kiedyś wkładałem i zamiast pytać: „Co ja o tym myślę?”, pytałem: „Co Bóg o tym myśli?”. To pytanie było jednak trudniejsze. Myślę też, że Bóg już się wypowiedział na samym początku. Myślę, że to postanowienie, które miałem, było od Boga.

Myślę, że ten schemat zaczyna się od tego, że Bóg przygotowuje człowieka na to, co ma nadejść. Więc jeśli mam myśl – poradę – co zrobić, to mogę się spodziewać, że przyjdzie czas próby.

P.S.

Po przeżyciu kolejnego tygodnia mam jeszcze jedną obserwację. Czasem, gdy dochodzi do syndromu Entera, człowiek może być w emocjach i uważać za słuszne coś zupełnie innego, niż jeszcze przed chwilą. Uważam, że wtedy lepiej jest postąpić według wersji, która była przed emocjami.

6 komentarzy

  • O fajnie, że poruszyłeś temat, bo co prawda jeszcze nikt mi tutaj takiej okazji nie dał, ale też jako redaktor się czasem zastanawiam, czy podobna akcja mi się nie trafi. Ale wtedy bym myślał chyba w kategoriach tego, że pod nowym tekstem podpisuje się „blog”, a nie że ja. Bo ja tu tylko obrazki daję i przecinki poprawiam i takie tam. A tekst staje się częścią bloga. Jak się nie zgadza z moimi poglądami akurat to żaden problem, a może i lepiej nawet, bo jest różnorodność, a na Odwyku to jest cenne! No ale jak bym stwierdził, że „blog” by się pod tekstem nie podpisał, to wtedy już bym się zastanowił, czy publikować. Ale raczej nie przewiduję takich akcji tutaj.
    A ja z tym postanawianiem to mam inaczej – nie robię żadnych hiper postanowień przed Bogiem, przysiąg ani innych takich. Wiem, że Jezus odradzał, wiem, że w Starym Testamencie się to średnio kończyło. A mi nie potrzeba jeszcze problemów, żebym sobie sam generował, żeby mnie Bóg dodatkowo sprawdzał. A przynajmniej nie z takich powodów – jak będzie chciał mnie sprawdzić, to sobie sam spokojnie znajdzie coś sensowniejszego. Tylko mówię „ej mam zamiar to i to, tak se myślę”. Zawsze sobie zostawiam furtkę, że zmienię zdanie, staram się nie obiecywać. I jakoś mam wrażenie, że się to Bogu podoba. Ale może ty robisz za przykład postanawiania i sprawdzania przez Boga, a ja za przykład ostrożności z postanawianiem i jest miejsce na jedno i drugie?

  • Ja się nie dziwię twojej reakcji. Jak człowiekowi coś się nie podoba czy nie jest to zgodne z jego sumieniem to się będzie odzywał i to jest naturalne. Tym bardziej chyba powinno być to naturalne w kościele (a przynajmniej takie mam nadzieje). Z drugiej strony z ludźmi trzeba też umieć rozmawiać – tak, żeby raczej coś wyszło z tego dobrego niżeli złego (czasem też rozmowy w ogóle nie pomogą). Poza tym, takich spraw może warto nie poruszać publicznie, tylko w jakimś węższym gronie. I tak, jeśli ty jesteś pracownikiem, a ktoś twoim szefem to trzeba uszanować to, że to on rządzi, podejmuje ostateczną decyzję i bierze główną odpowiedzialność. Jeśli tego nie akceptujesz to zawsze można się zwolnić. W sumie ciekawi mnie czy twoja interwencja coś zmieniła? Czy autor tego tekstu się jakoś zreflektował? Czy coś zmienił w tym tekście na facebooku?

      • Jeśli chodzi o ten wpisuj tutaj na blogu to oczywiście, że nie – wpis jest ciekawy i fajnie, że poruszyłeś ten temat. I nawet nie podałeś żadnych imion i nazwisk. Tak, więc spoko, luz :-).

      • Jak byśmy się bali, żeby nigdy nie wspomnieć o kimkolwiek, to nigdy byśmy niczym ciekawym z naszego życia nie podzielili z nikim, czy to pisemnie czy ustnie. I nikt by nie skorzystał. A tak jak Luszkmar napisał, jest wystarczająco anonimowo, żeby było ok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *