Czy ty też masz tak, że jeszcze zanim coś zaczniesz, już na początku wiesz, że i tak ci się nie uda? Że jesteś za słaby i nie podołasz? Boisz się nowych rzeczy? Dużych zmian?
To zupełnie ludzkie. Każdy tak ma. Ale nie każdy tak samo na strach reaguje.
Nowe życie w Niemczech
Będąc w Niemczech, po roku przebywania tylko z Polakami, zdecydowałam w końcu, że muszę nauczyć się niemieckiego. Kurs trwał sześć miesięcy. Po tym czasie byłam już w stanie pogadać z każdym na codzienne życiowe tematy.
Poznałam Asię. Mieszkała w Niemczech od 12 lat. Zaprzyjaźniłyśmy się. Asia pracowała jako opiekunka do niepełnosprawnych i upośledzonych dzieci w niemieckiej szkole podstawowej i gimnazjalnej. Zachęcała mnie, żebym spróbowała. Mówiła że gadam wystarczająco, a oni szukają nowych opiekunów.
Hmmm – pomyślałam. – Chyba oszalała…
Ciężko było mi w uwierzyć, że będę w stanie pomóc upośledzonym dzieciom i imigrantom nadrobić zaległości z niemieckiego, matematyki, geografii.
Sama czułam się bardziej upośledzona niż te dzieci.
Jak to bywa na rozstaju myśli, dużo gadałam z Bogiem i nasłuchiwałam, co on o tym sądzi. Wyczuwałam, że mnie ciągnie do tej pracy.
No ale z czym do ludzi? Nie, z tym sama nie byłam sobie w stanie poradzić. To było za duże wyzwanie.
Więc oparłam cały swój swój strach na Bogu i zdecydowałam że spróbuję. Albo on mi pomoże, albo mnie wyrzucą. Liczyłam bardziej na to, że mi pomoże. W końcu jest wszechmogący. Niech więc działa.
Bóg po niemiecku
Z umowy zrozumiałam może 5%. Ale i tak ją podpisałam.
Przez pierwsze trzy miesiące jeździłam do pracy z bólem brzucha. Ze stresu.
Przez kolejne cztery miesiące stresowałam się już tylko w sytuacjach, gdzie brakowało mi języka lub czegoś nie zrozumiałam. Czyli codziennie.
Jednak każdego dnia szłam do szkoły z przekonaniem, że w razie czego Bóg zainterweniuje i w nadprzyrodzony sposób pomoże mi z dołka wybrnąć.
No i faktycznie. Mimo problemów, które sprawiałam niewystarczającą znajomością języka, nauczyciele, dzieci i opiekunowie byli bardzo przychylnie i przyjaźnie nastawieni. Wiele razy to oni musieli mi pomagać, nie ja im. Każdego dnia wracałam z ulgą i z wielką dumą do domu. Że dzisiaj też sobie poradziliśmy.
Radzimy sobie, ja i Bóg
Zauważyłam, że Bóg lubi jak się ryzykuje. Jak siłą swojej wiary w Jego rzeczywiste ingerencje przełamuje się strach i ograniczenia. Hojnie to wynagradza: pomyślnością, doświadczeniami i cennymi lekcjami.
Okazuje się, że to doświadczenie miało ogromny wpływ na to, co teraz robię i ile jestem w stanie zaryzykować.
Był taki fragment w Księdze Wyjścia 4:10. Bóg chciał, żeby Możesz wyprowadził Izraelitów z Egiptu. I ewidentnie chciał dać robotę Mojżeszowi, ale ten bał się mówić. I Bóg zwrócił mu uwagę, że ma władzę nad takimi rzeczami jak to, że człowiek jest głuchy, niemy czy niewidomy. I zapewnił, że da Mojżeszowi wsparcie w mówieniu. Ale Mojżesz uznał, że zna siebie lepiej.
A ja śmiem twierdzić, że to Bóg wiedział lepiej, czy Mojżesz ma wystarczające umiejętności czy nie.
Śmiem też twierdzić, że i ciebie i mnie zna lepiej. I wie czy w tych stresujących sytuacjach jesteśmy sobie w stanie poradzić czy nie.
„Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli”
Mt 10, 28-34
Wniosek?
Dajmy Bogu możliwość działania.
Jestem specjalistą do spraw sprzedaży, ostatnio nie idzie mi w biznesie, poprosiłem Boga aby zajął się tym i mi pomógł, bo od dwóch miesiącu nic się nie zmienia, nie pomógł, bo dalej jest słabiutko 🙂
To tyle.
Tak sobie pomyślałem, że jak prośba była nie o to, żeby się sprzedawało, tylko o to żeby ci pomógł, to ja tam nie wiem, ale może ci właśnie pomaga.
Jak ja w 1995 prosiłem, żeby się zajął i mi pomógł w sprawie studiów, to się skończyło pod koniec roku tak, że się z nich wypisałem.
Tak że ironicznie.
Dopiero po latach się zorientowałem jak bardzo mi dzięki temu pomógł. Byłbym kim innym, gdyby się sprawy potoczyły inaczej.
Nie wiem, w sumie na jedno wychodzi, bo skoro prosiłem go własnie jeśli chodzi o biznes, to wiadomo że chce aby się sprzedawało 🙂
Zresztą, kiedyś ludzie mieli łatwiej, Jezus sobie chodził po ziemi, przychodzili do niego i ich uzdrawiam, a dziś jest ciężko, bo jak go znaleźć, skąd wiesz że mówi, jak go słyszeć?
Ciężka sprawa.
Krystianie może właśnie pomaga Ci cobyś więcej ludziom nic nie wciskał. Ja rozumiem, że system stworzyliśmy sobie taki, a nie inny, ale nie oznacza, że jest od razu słuszny. Jak słyszę „specjalista od sprzedaży”, to mi się od razu topór oburęczny w kieszeni otwiera. Ewentualnie sprzedawaj to co jest faktycznie ludziom potrzebne. A może Życiu pokazuje Ci cobyś talent złotego języka użył w innych celach? To, że Życie pomaga nie oznacza, że jest od razu łatwiej. Żeby coś zmienić potrzeba czasu i zaangażowania.
Tomek, pracuje w takiej branży gdzie zawsze będzie na to popyt, bo to jest bardzo duży sektor 🙂
Powiem Ci jak to wygląda, poprosiłem wczoraj Boga o śmierć, jakoby nie chcę mi się dalej tego ciągnąć, spoglądam na swoje życie 3,6 czy 10 lat temu, jest ciągle to samo, tkwie w jakimś stanie pesymizmu, który jest podparty lekiem i poczuciem winy.
Zresztą, co to za ojciec z Boga, który nie reaguje w takich momentach 🙂
Dlatego dyplomatycznie poprosiłem go o co poprosiłem i mam nadzieje że spełni.
Może to wyglądac paradoksalnie, ale jestem młodym, zdrowym silnym facetem, i prośba o takie rzeczy wydaje się irracjonalna, ale ileż można, każdy ma swoje granice 🙂
@Krystian: Co mogłem zrobić to zrobiłem, czyli powiedziałem Bogu o twoich sprawach. Jestem przekonany, że Bóg nie zostawi tego bez odpowiedzi.
Artur, dzięki.
Ciężko mi przyjąć do wiadomości że Bóg to przyjaciel, raczej karzący sukinsyn, wróg i prześladowca, nie znam innego Boga, tylko takiego.