W ryzach Biblii tkwię głęboko,
więc OGÓLNIE jestem spoko.
Dziś o uogólnieniach, bo mi się wszędzie przed nos pchają. I kicham na to. No bo to naprawdę kicha.
Dawno temu oraz pewnego razu, ale nie na zachodzie i nie dzikim, Mateusz napisał:
„Gdy Faryzeusze dowiedzieli się, że zamknął usta Saduceuszom, zebrali się razem wystawiając Go na próbę: „Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?”
On mu odpowiedział: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie.
Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy”.
Oni przyłazili co chwilę, wystawiając do debaty najtęższych intelektualistów i starotestamentowych wykształciuchów. A on im zamykał usta w dwóch zdaniach. Albo w jednej przypowieści. Więc w końcu się zgadali, że trzeba Jemu też zamknąć usta, bo tracą prestiż.
Mistrz skrótów
Bo On to umiał dać takie uogólnienie, co to wchodzi w każdy szczegół! Jak dobry reżyser na próbie, którego jedno hasło uruchamia u aktora i odpowiednią mimikę i gestykulację, i ton głosu. Pracowałam z reżyserami takimi i taka praca to jest przyjemność. A przy braku tej umiejętności, zazwyczaj u asystenta, trzeba co chwilę artystę strofować: „ręka wyżej”, „noga niżej”, „tu mów ciszej” itd. Analogicznie rzecz się ma z dyrygentami w filharmonii.
Bo jest taki rodzaj naczelnych sformułowań, który myśl kastruje, upraszcza, do tego stopnia, że tracimy sedno. I zyskujemy problemy. A jak obserwuję trochę tego i doświadczam owego, to widzę, że tych uogólnień szkodliwych jest wszędzie pełno. I one naprawdę szkodzą! A ludziom się zdaje, że ich potrzebują, bo tak jest łatwiej i pewniej.
Chodzi mi na przykład o wzory zachowań, czy wyrażeń obecnych przy uzdrawianiach, ewangelizacjach, eksmisjach demonicznych, a nawet w modlitwach. Ja rozumiem, że to w założeniu ma pomóc. Usystematyzować i wytrenować:
– Słuchaj, Mirek, pokazuję i objaśniam: tak kładziesz ręce i wtedy mówisz… no, tak jak ci mówiłem. A ewangelizację 3-minutową masz już wrytą? No to chodź, teraz ci pokażę jak dokładnie wywalać świntuchów.
Przykład do kopiowania
Intencje przekazywania doświadczeń, dzielenia się nimi są naturalne i fajne, ale ta ludzka skłonność do naśladownictwa innych, oprócz Jezusa, już nie. To często sprawia, że się tworzą te uogólnienia właśnie. A jeszcze człowiek jeden z drugim zaczyna myśleć, że inaczej to nie zadziała. Że bez powszechnego wzoru, matrycy, zwyczajnie im nie wyjdzie. Zaczyna się organizacja, gdzie już nie efekt jest celem, ale poprawność wykonawcza. Wiecie jak tragicznie ogląda się spektakl, gdzie źle wyreżyserowany aktor nie wie, o co chodzi postaci, tylko głównie pilnuje decybeli głosu, kąta uniesienia brwi, oraz właściwej asymetrii rąk?
No a weźmy „Ojcze nasz”. Jezus wskazał tam obszary do rozmowy z Bogiem. Tam jest wszystko, co ważne: i prośby, i podziękowania, i szacunek, i tak dalej. To jest jakiś kierunek.
Tak, jakby koleżanka dała mi przepis na ciasto. Po to, żebym je zrobiła i umiała następnych nauczyć. Swoimi słowami, a nie, żebym nauczyła się wszystkiego na pamięć i klepała za każdym razem. Bo trajkotanie na pamięć „ojczenaszy” od dzieciństwa odbiera tym słowom w ogóle znaczenie. Kto się nad tym zastanawia, co tam jest i o co chodzi w każdym wersie?
Ale po co się zastanawiać, skoro mamy super schemat od samego Mistrza? Jedziemy z cytatem dosłownym!
Ja nie mówię, żeby nie mówić, ale żeby rozumieć, co się mówi.
Wzory i normy
Wszędzie obowiązują wzory zachowań i normy społeczne. Że tu mówisz „pan”, tu zawsze „dzień dobry”. A gdzie indziej „pochwalony”. Ale z Bogiem to nie tak miało wyglądać. Bo to tak, jakbyś miał gotowy schemat rozmowy z mamą, tatą albo z przyjacielem.
Więc tak trochę protestuję. A tak bardziej to zachęcam. Żeby się przełamać i samodzielnie wyskoczyć poza unifikacje. Nawet te mocno reklamowane i z gwarancją. Super, oczywiście, jeżeli nie masz z tym problemu.
Może to wynika z mojej paskudnej niecierpliwości, ale niełatwo było mi samej zauważyć, jak często jadę według schematów. Trzymanie się ich, bardzo ogranicza możliwość inwencji Boga wobec nas i naszych możliwości. A On naprawdę jest pomysłowy. I to zdrowo pomysłowy.
Może te pierwsze samodzielne modlitwy są nieporadne? No często są. Pamiętam do dziś, jak pierwszy raz prosiłam o uzdrowienie. Nie wiedziałam, co mówić, jak, i w ogóle… Ale pamiętałam do kogo. Było prosto. Nawet śmiesznie.
Ale zadziałało.
Ale za każdym razem działa inaczej.
Bóg lubi różnorodność, nie zanudzajmy go schematami. On czeka na coś więcej niż: „dziękuję, zapraszamy ponownie”.
Bardzo dobry tekst, też jakiś czas temu o tym myślałem i się zgadzam z tymi wnioskami. Jeśli te schematy wynikają z jakichś ludzkich schematów, wymysłów i zachcianek, jeśli ograniczają wolność i ktoś nam mówi „tylko tak jest poprawnie, tylko tak się Bogu podoba”, to oczywiście budzi to słuszny sprzeciw. Ale ja zauważyłem, że nawet opierając się na biblii można sobie zrobić jakieś schematy, które właściwie nie mają żadnego uzasadnienia. Nie można brać absolutnie każdego wersu biblii i go dostosowywać do swojego życia, bo często wyjdą nam jakieś sprzeczności.
„Nie bierzcie ze sobą sakiewki ani torby, ani sandałów, przy nikim też nie zatrzymujcie się na powitania”
Łk 10:4
„Następnie zapytał ich: Gdy was posłałem bez sakiewki, bez torby i sandałów, czy czegoś wam zabrakło? Niczego – odpowiedzieli. Teraz jednak – powiedział – kto ma torbę lub sakiewkę, niech je weźmie. Kto nie ma miecza, niech sprzeda płaszcz, a go kupi.”
Łk 22:35-36
„Niech zbyt wielu z was nie uchodzi za nauczycieli, moi bracia, bo wiecie, iż tym bardziej surowy czeka nas sąd.”
Jk 3:1
„Gdy bowiem ze względu na czas powinniście być nauczycielami, sami potrzebujecie kogoś, kto by was pouczył o pierwszych prawdach słów Bożych, i mleka wam potrzeba, a nie stałego pokarmu. „
Hbr 5:12
Ja myślę, że to chrześcijaństwo musi być bardzo mocno indywidualne i inne nie ma żadnego sensu, bo nawet ciężko je oprzeć o jakieś schematy, no chyba, że są to takie słowa Jezusa, jak na przykład o kochaniu Boga całym sercem, duszą, umysłem i kochaniu ludzi jak samego siebie – ale nawet to nie jest jakieś jednoznaczne, przecież nie każdy ma takie samo serce, duszę i umysł, więc kochanie Boga na 100 % tymi organami może wyglądać różnie, a z kolei nie każdy człowiek kocha siebie w jednakowy sposób, więc kochanie innych jak siebie też będzie wyglądało różnie.