Po naszym ostatnim Odwyk Campie (czyli spotkaniu słuchaczy odwyk.com) postanowiliśmy poszerzyć działalność Odwyku i zebrać więcej ludzi chętnych do tworzenia nowych, ciekawych inicjatyw. W planach mieliśmy wakacyjny obóz dla dzieci z hiszpańskiej wioski. Już w styczniu 2023 zaczęły się przygotowywania, dzwonienia, zbieranie wolontariuszy. Uzbierała nam się grupka dziesięciu osób chętnych do pracy. Niestety nastąpił rozpad hiszpańskiej grupy wolontariuszy i musieliśmy ten projekt przesunąć na lepsze czasy.
NA UKRAINĘ!
Nie chcieliśmy zupełnie rezygnować z projektu, bo mieliśmy zebranych zgranych ludzi, dlatego szukaliśmy innej opcji na wykorzystanie naszych umiejętności i chęci.
Natrafiliśmy na www.josiahventure.com. Organizacja ta prowadzi chrześcijańskie wakacyjne obozy dla młodzieży na wschodzie Europy. Szukali akurat wolontariuszy na obóz na Ukrainie, bo tam wojna i mało kto chce jechać uczyć angielskiego i opowiadać o Bogu. Nasi wolontariusze byli nie tylko zgrani, ale i odważni. A może po prostu mieli zaufanie do Boga, że nie prowadzi nas tam, żeby nas pozabijać. Chociaż i na tę możliwość wszyscy byli gotowi. W marcu 2023 wykonałam pierwszy telefon do organizatora tego obozu i zaczęliśmy przygotowania.
Odbyliśmy wiele spotkań z wolontariuszami i organizatorami – dziesiątki telefonów i wiele maili. Wszystko szło jak po maśle, co dawało wrażenie, że Bóg chce, żebyśmy tam pojechali. No, do czasu…
NAGŁE PROBLEMY
Miesiąc przed obozem, w piątek, zostaliśmy nareszcie skontaktowani z pastorem kościoła, w którym miał odbyć się obóz. Spotkanie przebiegło bardzo pomyślnie i oboje z Martinem byliśmy po nim jeszcze bardziej zapaleni i podekscytowani! Nie mogliśmy się doczekać niedzielnego spotkania z naszymi wolontariuszami, żeby opowiedzieć im, że pastor jest fajny i że dobrze się ten obóz zapowiada!
Godzinę po spotkaniu napisał do mnie organizator obozu z pytaniem, czy my w ogóle gadaliśmy już o finansach… Do tej pory jakoś było dla nas, wolontariuszy, jasne, że transport opłacimy sobie sami, a utrzymanie zapewnią nam organizatorzy po stronie Ukraińskiej. Tak przynajmniej miało być w Hiszpanii. I rozum podpowiadał, że tak jest sprawiedliwie.
Natychmiast zdzwoniłam się z organizatorem Tomkiem i on z żalem w głosie oznajmił mi, że każdy wolontariusz płaci za siebie. Była to kwota 290 dolarów od osoby! Dwieście dziewięćdziesiąt dolarów!!!
Było mu strasznie głupio, że dopiero teraz to wyszło i w sumie to oboje byliśmy zaskoczeni, że przez tyle godzin rozmów ten temat w ogóle się nie pojawił. Zatkało mnie – to mało powiedziane – całkowicie zwiędłam, straciłam entuzjazm!
Skąd dziesięciu wolontariuszy ma sobie załatwić po 290 dolarów? Na za miesiąc!
Organizatorowi powiedziałam przygaśniętym głosem, że za dwa dni pogadam z naszymi wolontariuszami i dam mu znać, co ustalimy. Tomek faktycznie czuł się odpowiedzialny za ten błąd i powiedział mi, że jak coś to on też pomoże szukać tych środków, bo widzi, że Bóg to prowadzi i nie chce, żeby pieniądze okazały się przeszkodą.
MÓJ WEWNĘTRZNY DRAMAT
Po pierwsze – było mi bardzo głupio, że najprawdopodobniej zmarnowałam masę czasu dziesięciu osobom. Po drugie – jak to jest możliwe, że założyłam jak będzie wyglądało finansowanie, zamiast dopytać się u źródła. Po trzecie – co na to wszystko Bóg? Do tej pory wyglądało, że serio podoba mu się ten pomysł, a teraz wyskakuje z czymś takim. Kurde, gdyby to był tysiąc, nawet dwa tysiące, to mogłabym obdzwonić co bogatszych znajomych i taki fundusz by się znalazł. Gdyby to wyszło wcześniej, moglibyśmy poprosić ludzi na Odwyku o dofinansowanie, ale nie miesiąc przed wyjazdem i nie dwanaście tysięcy złotych!
Te dwa dni to były jedne z najbardziej stresujących dni w moim życiu, po głowie błąkało mi się milion myśli. Z jednej strony chciałam wierzyć, że Bóg to jakoś załatwi, z drugiej strony własnymi siłami szukałam różnych rozwiązań. Nic z tego nie rozumiałam i byłam, delikatnie mówiąc, rozczarowana tą całą sytuacją. Potrafiłam uwierzyć, że Bóg nas na tej Ukrainie nie pozabija, a nie potrafiłam uwierzyć, że załatwi na szybko dwanaście tysięcy złotych. Chciałam w to wierzyć, ale przyznaję się, że wątpiłam.
Nadszedł dzień rozmowy z wolontariuszami. Byłam gotowa na wszystko – a głównie na to, że pojedziemy za rok. Ku mojemu zdziwieniu każdy z wolontariuszy zupełnie spokojnie zareagował na tę niemiłą informację. Ponad połowa była w stanie zapłacić za siebie. Część była też chętna wspomóc tych, którym piniądz się nie zgadzał. Przyznam, że trochę się rozchmurzyłam, ale dalej kompletnie nie rozumiałam tego, co się stało i jak to się stało.
BÓG ŻYJE!
Chwilę po rozmowie z wolontariuszami niespodziewanie zadzwonił mi telefon. Był to telefon od osoby, która wiedziała, jaka sytuacja nas spotkała. Słowa tej osoby brzmiały tak: „Dominika, ja mogę zapłacić całość kwoty którą potrzebujecie na wyjazd na Ukrainę.”
Zatkało mnie! Że co…!? Chyba się przesłyszałam! Poprosiłam o powtórzenie. Okazało się, że się nie przesłyszałam!
Po rozmowie wynikło, że ta osoba jest zdrowa psychicznie i że jakiś czas temu obiecała Bogu, że wyda pewną kwotę na rzeczy charytatywne. No i rzecz charytatywna się objawiła!
Pierwszy raz w życiu zdębiałam!
Było mi strasznie głupio uświadomić sobie, jak słaba jest moja wiara. A strasznie fajnie było się dowiedzieć, jaki Bóg jest wielki!
Czaicie, że on se to musiał wszystko dużo wcześniej w taki sposób poukładać, żeby ta osoba miała te pieniądze (nie był to żaden milioner, tylko zwyczajna osóbka posłuszna Bogu). Jakimś cudem, przez trzy miesiące ciągłych rozmów, nikomu nie przyszło do głowy, żeby zapytać lub poinformować o kosztach obozu. To się w głowie nie mieści, bo było w to zamieszane 12 osób. No i przetrzymał mnie Bóg przez dwa dni – w bezsensownych stresach, bez mojego zaufania, że on się do tego wszystkiego dołączy i wszystko co potrzebne już dawno pozałatwiał. Aż się boję pomyśleć, jak on mnie widział ze swojej perspektywy.
Wiecie, co jest najgorsze? Najgorsze jest to, że mimo tej ewidentnej interwencji Boga, ja i tak od czasu do czasu nadal zapominam że on jest, że czuwa i że się wszystkim zajmie. Jestem jak ci głupi Izraelici wychodzący z Egiptu, którzy mimo tego, że widzieli tego Boga – prawie że mogli go dotknąć – i tak nie wierzyli, że on ich gdziekolwiek zaprowadzi, tylko myśleli, że ich tam wszystkich w drodze pozabija.
Dzięki Bogu, że Bóg ma do nas, głupich ludzi, cierpliwość!
Wracając do obozu na Ukrainie.
Nasz sponsor dopłacił to, co trzeba było podopłacać. Obóz się odbył i był świetny, a Bóg był cały czas – jest, był i będzie obecny! Czy w to wierzymy, czy też nie.
Jak dokładnie wyglądał obóz na Ukrainie, możecie zobaczyć tutaj.
No, a jeśli ktoś z was chce się dołączyć do któregoś z projektów działających przy odwyku, to zapraszam do kontaktu przez maila dominika@odwyk.com
Wzruszające wspomnienia naszej działalności i działania Boga :-). I tak, było stresująco momentami, ale ostatecznie wszytko się dobrze ułożyło 🙂