Jezus jest wielofunkcyjny.
Jest Panem, Zbawicielem, przyjacielem, drogą, prawdą, życiem, uzdrowicielem, sędzią, królem. Cała litania. Ale zanim te super-funkcje i specjalne moce się ujawniły, to najpierw dał się poznać jako świetny nauczyciel.
Szkolenia z Jezusem
Jezus pozbierał uczniów i trenowali razem trzy lata. Na koniec powiedział im: „czyńcie uczniami następnych”. Co ciekawe, nie wybrał na kurs ludzi uczonych w piśmie, tylko zwykłych rybaków. Bo wiadomo, że łatwiej tłumaczyć coś komuś od zera, niż odkręcać mu myślenie. Czego większość chrześcijan, wychowanych w różnych systemach światopoglądowych, ciągle doświadcza.
Ten aspekt szkolenia „po bożemu” to jest jedna z ciekawszych spraw w chrześcijańskim życiu. Już samo nawrócenie się to jest często wymiana większości, jak nie całego sposobu myślenia o sobie i o świecie. A potem karuzela się rozkręca.
Kursy niestandardowe
Moje postrzeganie ciągle się zmienia. Doświadczam wielu znanych spraw w nowy sposób i Bóg mi wtedy pokazuje, jak On je widzi. Wtedy też coraz bardziej dostrzegam to wszystko w Biblii.
Przykład: rozmawiam z zagubioną kobietą w obskurnej kanciapie w więzieniu. Czytamy sobie razem, że jakaś prosta dziewczyna zdecydowała się urodzić dziecko w szopie dla bydła. Dlaczego? Bo zaufała Bogu. Dla Niego najgorsze, śmierdzące miejsce może być platformą dla najważniejszych wydarzeń. Zresztą to w jaki sposób Jezus przyszedł na świat to nic w porównaniu z tym, jak z niego wyszedł. Wszyscy spodziewali się ze strony potencjalnego Mesjasza, że tak rozwali Rzymian, aż na szczaw będą uciekać. A tu go zabili, jak bandziora najgorszego. Nawet jego uczniowie, niewąsko już obyci w temacie, zdziwili się mocno finałem. Bo gdzie te zastępy, to królestwo, potęga i chwała na wieki? Wgląd mieli tylko we fragment scenariusza, a po ludzku patrząc to było game over.
A Bóg ciągle pokazuje swoją kolejną, większą perspektywę. I to widać nie tylko w życiu Jezusa.
Samuel miał namaścić na króla któregoś z synów Jessego. Wiadomo, że ojciec wystawił naprzód najlepszych zawodników: wysokich, pierworodnych, wojowniczych… A Bogu chodziło o tego, na którego nikt nie stawiał, nawet własny ojciec. Na rudego.
Pastuch? Dzieciak? No Goliat to to nie był. I nikt by nie wpadł na to, co Dawid może zrobić procą. Aż się dziwię, że po akcji z Filistynami nie założyli na pastwiskach jakiejś elitarnej jednostki wojskowej. No bo się ludzie nie uczą właśnie.
Moja szkoła
To może trochę o sobie.
Mam koleżankę, której nie umiem pomóc. Ona ma milion problemów o takim poziomie skomplikowania, że trzeba cudu, albo nawet kilku naraz, żeby to wyprostować. I przez ponad rok rozmawiania mój poziom frustracji z powodu braku mądrości w jej sprawie rósł i rósł.
Aż nagle się okazało, że dla niej dużą wartość ma sam fakt, że ciągle miałyśmy kontakt. I że się nie zniechęciłam, że wysłuchiwałam tych wszystkich bolesnych historii i że zachęcałam ją do zaufania Bogu.
Ja tego w ogóle tego nie brałam pod uwagę!
Często się mi wydawało w różnych sytuacjach, że nic się nie dzieje, nic się nie zmienia, efektu nie widać, nie słychać i nie czuć. A przecież w Biblii nie brak przewlekłych historii, które każdego z jej bohaterów przerastały. Mojżesz, Abraham, Józef sprzedany przez braci, Łazarz, którego Jezus nie zdążył uzdrowić…
Bóg ma większy plan, którego my nie widzimy i stąd potrzeba wiary właśnie. Później się okazuje, że wszystko jest odwrotnie niż się wydawało. Że więzień zostaje królewskim namiestnikiem, bękart z zadupia – Mesjaszem, prześladowca – apostołem, a ostatni pierwszymi.
Lekcje w parach
Małżeństwo to już spektakularny poligon do uczenia się życia. Tu najwięcej wychodzi myślenia humanistycznego i kulturowego poczucia sprawiedliwości. Wszystkie braki wyłażą. O wszystkich pisać nie będę, wystarczy reprezentatywny przykład.
Ileż to razy argumentowałam swoje racje tak logicznie, że nawet Sokrates by mnie pochwalił! Co z tego, skoro mężowi od tego co najwyżej siwych włosów przybywało, a już na pewno nie poczucia, że żona go kocha, lubi i szanuje. Czułam się często wygrana, nie widząc, jak bardzo przegrywam kolejne okazje do wypełniania deklaracji o naśladownictwie Jezusa. Z której to wynika, że powinnam robić dokładnie odwrotnie niż robiłam.
Ale kiedy wreszcie mój twardy kark się złamał, z dosłownie Bożą pomocą, to efekty też zrobiły się dokładnie odwrotne. Zamiast prokuratorskiego wypunktowywania zamachu na moje potrzeby, pojawiło się przytulenie, uśmiech, odpuszczenie.
To takie proste, że aż wstyd! Magia normalnie – pyk! i działa.
Kiedy przestałam zajmować się zrzędliwym ulepszaniem męża, a tylko starałam się być dobrą żoną, to i mąż przeszedł metamorfozę. Nagle zobaczyłam, za ile rzeczy mogę mu być codziennie wdzięczna. Odkryłam jak się stara, jaką ma cierpliwość do mnie, itd. Tak, jakby Bóg mi pokazał, jaki obraz On widzi bezpośrednio w swoim sercu, a który ja zamazywałam swoim własnym upartym widzeniem sprawy.
A miałam kiedyś piątkę z interpretacji kardiologicznego stwierdzenia Mickiewicza: „Miej serce i patrzaj w serce„!
Więc jak mi się znowu zdarzy iść w zaparte, bo oporna nieraz jestem strasznie, to normalnie gwizdek słyszę. Trenerski gwizdek i szybkie otrząśnięcie się: „nie rób niczego co byś normalnie zrobiła„. Hi, hi. Dzięki ci, Panie, za sprostowanie.
Szkolenia zawodowe
Mam też w pracy kolegę, który mnie irytuje niemiłosiernie.
W plecaku mam Nowy Testament, czyli wystarczającą porcję teorii na o wiele trudniejsze sytuacje terenowe, ale praktykantka Karolinka zachowuje się, jakby miała przy sobie „Mein Kampf”. Walczy!
I zupełnie nieważne, czy miałam rację. Bo nie o nią właśnie chodzi. Można mieć nawet super-rację i przegrać relację. Po efektach starć było widać, że po prostu źle robię. Bo robię po swojemu. I nic się nie uczę.
Dobrze jest strzelić sobie prawdę w oczy, a jeszcze lepiej w całą resztę. Obgadałam więc sprawę z Bogiem i zaczęłam słuchać tych cichych podpowiedzi, które wcześniej zlekceważyłam bezczelnie. I dopiero wtedy zobaczyłam tego irytującego człowieka z innej strony. Z odwrotnej. Poraziło mnie wręcz, jak bardzo jest cierpiący i samotny. Cała irytacja mi znikła, jakby jakiś skurcz puścił. Wiecie jaka to ulga, jak skurcz puści? Cuda się dzieją, jak zaczynamy patrzeć na ludzi tak, jak nam „miszczu” pokazuje. I wtedy też odkrywamy, jakimi On nas widzi.
Zadanie domowe
No tak to mniej więcej u mnie działa. Tylko trzeba chcieć się uczyć. Ale to nie jest takie trudne, jeśli masz prawdziwy podziw dla Mistrza. A pierwszy etap nauki to zazwyczaj oczyszczanie się z przyzwyczajeń.
I niewiele da się zrobić teoretycznie. Trzeba po prostu ćwiczyć, być wiedzącym praktykującym. Po sobie widzę, jak to topornie nieraz idzie. Bo idzie wąską ścieżką. No ale potem to już będzie z górki.
I daj mi i innym Boże tak właśnie się uczyć. Zmieniać nawyki i patrzeć na ludzi z Twojego punktu widzenia. Super tekst. Dzięki wielkie.
Karolina, zainspirował i wzruszył mnie ten tekst. Niesamowicie. I chciałabym napisać do Ciebie i zadać kilka pytań. Byłoby to możliwe?
Jasne! E-mail:
karolinahordyjewicz@poczta.fm
Mam też Messengera i korzystam z What’s Up-a, pisz śmiało. Hej!